Menu

Czym jest bioróżnorodność i czy wymieramy?

Zapraszam do wysłuchania, na kanale Copernicus Center of Interdisciplinary Studies, interesującej świeżej rozmowy z profesorem Januarym Weinerem, który jest biologiem i ekologiem ewolucyjnym z dużym dorobkiem naukowym. Poruszone w niej zostały m.in. takie zagadnienia jak: spadek różnorodności gatunkowej owadów, zapylaczy oraz potencjalne zagrożenia, jakie być może to rodzi na przyszłość: dla naszych (cywilizacyjnych) wartości, emocji, estetyki oraz stabilności naszej cywilizacji. Żeby nieco zachęcić pozwolę sobie załączyć niewielkie fragmenty tej rozmowy.

"...To co my o tym wiemy dotyczy najbardziej spektakularnych kręgowców... a to jest niewielka frakcja, która decyduje o funkcjonowaniu biosfery. Natomiast o tym co naprawdę decyduje o funkcjonowaniu biosfery tzn. bezkręgowce i mikroorganizmy, my prawie nic nie wiemy. My nawet nie wiemy ile jest gatunków, w związku z tym mówienie, że wiemy, że jest spadek bioróżnorodności jest nie całkiem dokładne. (...)
Przede wszystkim musimy ustalić zagrożenia dla kogo. Jest taki sposób emocjonalnego wyrażania się o tym, że cierpi przyroda. Otóż życie na Ziemi trwa prawie 4 miliardy lat. Nie takie wymierania były. Ten epizod, którym jest obecność naszego gatunku na tej planecie, z punktu widzenia funkcjonowania biosfery, nie ma większego znaczenia i mieć nie będzie. Natomiast nasz gatunek jest oczywiście tym zainteresowany i oto możemy się spytać.
(...)
Tępimy owady dlatego, że niektóre gatunki są szkodliwe. Przeszkadzają w naszym rolnictwie i różnych sprawach. Nie potrafimy robić tego selektywnie w związku z tym giną również inne owady. To jest główny powód tej redukcji...

Zawsze było tak, że jakiemuś wielkiemu wymieraniu towarzyszyła później radiacja, czyli szybkie tworzenie się nowych gatunków. Czy my wiemy, że jak to wymieranie będzie się zbliżać do końca nastąpi taki bujny rozkwit bioróżnorodności?

Jestem tego pewien...

A czy nasz gatunek jest narażony na wymarcie? 

Zydowanie nie. Przynajmniej nie teraz...."

Współcześnie w obiegu naukowo popularyzatorskim (tak jak w innych dziedzinach) zaczyna dominować medium audiowizualne, ale gdyby ktoś miał ochotę dodatkowo zapoznać się w tym temacie z naukowym stanem wiedzy w dziedzinie ekologii (czyli doczytać), to serdecznie zachęcam do zapoznania się z publikacjami profesora Weinera. Przede wszystkim, podręcznikiem akademickim dla ekologów: "Życie i ewolucja biosfery - podręcznik ekologii ogólnej" PWN 2006. Niebawem ukaże się wydanie trzecie poprawione i uzupełnione. Ale także z esejami popularno-naukowymi, do znalezienia w zasobach internetu, takimi jak:

  • 1999: „Ekokalipsa”. Znak 12 (535): 51-68
  • 2001. Czy niszczenie różnorodności biologicznej stanowi zagrożenie cywilizacyjne? Prace Komisji Zagrożeń Cywilizacyjnych PAU 4: 7-20
  • 2007. Kłopoty z bioróżnorodnością. Wszechświat 108 (7-9), 177-180
  • 2009: Czy istnieje równowaga w przyrodzie? fakty i mity. Wszechświat 110, 7-9 (4-9)
  • 2002. Hipoteza Gai: geneza i inspiracja. Prace Komisji Zagrożeń Cywilizacyjnych PAU, 5, 51-60
  • 2010: Nasza wrażliwa cywilizacja (wywiad). Znak 662-663: 118-124

Selekcja na odporne pszczoły w Stevens Bee Company

TL;DR

Stevens profesjonalnie hoduje pszczoły odporne na choroby.  Nie stosuje leków (TF beekeeping). Leczyć czy nie leczyć? Stevens uważa, że amator może próbować pszczelarstwa TF, ale planem minimum jest zdobycie odpornego pogłowia, umiejętność hodowli matek, rozpoznanie chorób, bezwzględna wymiana matek, a przede wszystkim nie pozostawianie pszczół bez opieki, ze względu na rozprzestrzenianie chorób. Dzięki sztucznemu unasiennianiu utrzymuje wypracowaną wcześniej odporność linii, którą planuje dalej szlifować.

Od tłumacza:
Artykuły te są kompilacją tekstów właściciela firmy pszczelarskiej w USA z Missouri zajmującej się głównie hodowlą i sprzedażą matek pszczelich oraz także produkcją miodu. Oryginalne teksty pochodzą z firmowej strony i sklepu internetowego https://www.stevensbeeco.com, a choć dedykowane są raczej pszczelarzom amerykańskim, to i w polskich warunkach, moim zdaniem, możemy z nich wyciągnąć cenne wskazówki, co do prób związanych z tzw. pszczelarstwem bez leczenia. Choć to oczywiste, na wszelki wypadek napiszę, że wszelkie sugestie autora, drogi czytelniku, stosujesz na swojej pasiece, na własną odpowiedzialność.


Stevens Bee Company: o nas

 

Naszym głównym celem jest selekcja i hodowla pszczół miodnych odpornych na choroby i roztocza. Aby to osiągnąć nie stosujemy żadnych środków leczniczych. Naszym zdaniem to najlepsza metoda, aby przetestować kandydatów do hodowli. Poza odpornością na choroby i roztocza selekcjonujemy na miodność. Słabsze rodziny wymagające jesienią karmienia nie przechodzą do dalszego etapu hodowli. Lubimy także, kiedy nasze pszczoły są łagodne, aby zarówno dla początkujących pszczelarzy oraz tych bardziej doświadczonych, praca przy pszczołach była przyjemnością. Oferujemy również nieprzetworzony miód, który w wyniku unikania stosowania zabiegów leczniczych na naszych pasiekach, jest z pewnością wolny od zanieczyszczeń po środkach roztoczobójczych i antybiotykach.

Leczyć czy nie leczyć: oto jest pytanie

 

Zagadnienie to jest bardzo kontrowersyjne w środowisku pszczelarzy i wywołało już niezliczone polemiki. Dlaczego więc nie pokusić się o napisanie kilku własnych przemyśleń na ten temat? Krótkie studia stron pszczelarskich na Facebooku pokażą nieco argumentów w związku z tym problemem. „Powielasz pszczoły, które nie mają odporności na roztocza!”, twierdzi zwolennik pszczelarstwa bez leczenia (treatment free beekeeping). „Produkujesz bomby roztoczowe!” ripostuje zwolennik usuwania roztoczy. Kto więc ma rację? A może obydwie strony? Po wysłuchaniu wspaniałych debat na ten temat i przemyśleniu sprawy, doszedłem do wniosku, że jest to po prostu walka między rozwiązaniami krótkoterminowymi, a rozwiązaniami długoterminowymi. Poza tym, tak jak każde pszczelarskie zagadnienie, pełne jest wielu zmiennych, które komplikują problem.


Naturalna selekcja jest bardzo potężnym mechanizmem filtrującym, który funkcjonuje tak długo, jak długo trwa życie na naszej niebieskiej planecie. To jest główny powód, dla którego ludzie decydują się nie leczyć pszczół, obok tego, że nie podoba im się dodawanie substancji chemicznych do ula. Tom Glenn z Glenn Apiaries uświadomił sobie kiedyś, co robi, kiedy wycinał kawałek plastra do zjedzenia bezpośrednio z ula, a jego dłuto natrafiło na pasek Apistanu. Glenn był pionierem w produkcji hodowlanej wydajnych matek pszczelich odpornych na roztocza. Używałem jego pogłowia w mojej praktyce przez wiele lat i byłem pod wielkim wrażeniem. Niestosowanie środków roztoczobójczych szybko ujawnia, co ma potencjalną odporność, a co jej nie ma. Dlatego postanowiłem nie leczyć, gdyż moim jedynym celem jest hodowla produktywnych pszczół odpornych na choroby i szkodniki. To był najtrudniejszy, ale i najbardziej skuteczny test. Ta metoda jest długoterminowym rozwiązaniem na potrzeby hodowli lepszych pszczół, które w porównaniu do wielu innych nie wymagają rozpieszczania. Oczywiście, nie obejdzie się bez kompromisów i ryzyka.

Chociaż uważam, że naturalna selekcja stanowi skuteczne narzędzie hodowli na cechy odporności, nie polecałbym nieleczenia jako generalnego sposobu na pszczelarstwo dla hobbystów unikających manipulowania pszczołami (hands off beekeeping). Chowanie głowy w piasek i ignorowanie potencjalnych problemów, nie jest dobrym rozwiązaniem. Choroby i roztocza są prawdziwym zagrożeniem i mogą zostać rozprzestrzenione na sąsiednie rodziny poprzez rabowanie. Szczególnie podczas braku wziątku z pożytku pszczoły mają tendencję do rabowania słabszych rodzin, co niewątpliwie może powodować roznoszenie chorób i roztoczy. Nie twierdzę, że nie da się tego zrobić z poziomu hobbystów, ale trzeba dysponować gotowym źródłem odpornego pogłowia, aby wymienić matkę w problematycznych ulach, lub narobić nukleusów (małych odkładów), aby zredukować straty. To jest plan minimum. Wszystko poniżej sprawi, że napotkasz problemy w zrównoważonym rozwoju pasieki i potencjalnie wygenerujesz problemy dla sąsiadujących uli.

Jeśli chcesz jednak spróbować pszczelarstwa wolnego od leczenia, poleciłbym Ci kilka rzeczy, aby zachować równowagę. Przede wszystkim, stań się biegłym w hodowli matek. Dotyczy to zresztą zarówno pasiek leczonych i nieleczonych. Jest to cenna umiejętność, która otwiera wiele drzwi w pszczelarstwie. Po drugie, zdobądź pogłowie przeselekcjonowane na zestaw cech związanych z odpornością na choroby i roztocza. Selekcjonowanie na bazie rójek i zwykłego komercyjnego pogłowia to twardy orzech do zgryzienia, w procesie którego stracisz wiele pszczół. Wybierz coś ze sprawdzonymi cechami odporności takimi jak: VSH, higieniczność lub grooming, aby dodać je do Twojej puli genów. Po trzecie, nie cackaj się ze słabymi lub chorymi rodzinami. Wymieniaj w nich matki jak najszybciej. Jeśli będziesz produkował dobre jakościowo matki z odpornego pogłowia, będziesz się mniej wahał nad wymianą matek pozbawionych odpowiedniego poziomu odporności i wymianą słabej genetyki w rodzinach. Skupienie się na tych trzech zagadnieniach ogromnie poprawiło moją gospodarkę i może również poprawić Twoją.


Odporne pszczoły?


Co ludzie rozumieją pod terminem odporne pszczoły? Termin ten może dotyczyć kilku cech behawioralnych lub genetycznych, które pozwalają rodzinie na dalsze funkcjonowanie i przetrwanie, nawet jeśli nie zostaną uwolnione od chorób i szkodników poprzez różne zabiegi lecznicze. Najbardziej skutecznymi cechami, jakie widziałem są: VSH (varroa sensitive hygiene) i odporność na choroby wirusowe sprzężone z roztoczami. VSH to zestaw cech, które pozwalają pszczołom wykrywać roztocza w fazie reprodukcji w czerwiu krytym, oraz otwierać i usuwać takie zakażone poczwarki. Przerywa to cykl reprodukcji roztoczy bez interwencji chemicznej. Zwrócono uwagę, że pszczoły zostawiają roztocza w wieku nieprodukcyjnym w spokoju, a skupiają się na tych, co wychowują swoje młode. Odkrycie to było wcześniej nazywane SMR (supressed mite reproduction) ze względu na osłabienie poziomu populacji roztoczy w ulu przez zwalczanie reprodukcji roztoczy. Termin ten został zmieniony na VSH po tym, jak odkryto, że jest to wariant higienicznego instynktu pszczół. Pszczoły VSH są niezwykle higieniczne, co daje im także silną odporność na grzybicę otorbielakową i zgnilca amerykańskiego. Jestem wielkim fanem cech VSH. Wdrażałem je do swojego inwentarza od wielu lat, z pozytywnymi wynikami.

Często pomijanym mechanizmem ogólnej odporności jest odporność na wirusy. Widziałem wiele rodzin, które miały dość wysoki poziom roztoczy, ale nigdy nie było u nich widać zdeformowanych skrzydeł i innych oczywistych oznak zakażenia wirusowego. Odporność wirusowa dała się wyraźnie zauważyć, skoro przetrwały zimę, wytwarzały nadwyżki miodu i żyły dalej pomimo wysokiego poziomu porażenia. Jeśli skrzyżować pszczoły VSH z wysoce odpornymi na wirusy sprzężone z roztoczami, otrzymasz generalnie dość odporną pszczołę. Inny znany mechanizm odpornościowy to allogrooming lub autogrooming. Ta cecha powoduje, że pszczoły fizycznie usuwają foretyczne osobniki pasożyta, gryząc je i uszkadzając im nogi, czy zewnętrzny pancerz. To całkiem fajna cecha. W ciągu ostatnich kilku lat wdrożyłem znane linie Purdue Mite [1] o cechach groomingowych za pomocą sprowadzonych matek nieunasiennionych, które następnie inseminowałem nasieniem trutni VSH. Mam nadzieję, że w gniazdach pojawią się obie cechy. Oczekuję korzystnego ich połączenia. Roztocza będą nie tylko zwalczane podczas próby rozmnażania w czerwiu krytym, ale także w fazie foretycznej, przyczepione do dorosłych pszczół. Czas pokaże, czy to się opłaciło, ale podejrzewam, że tak się stanie.

Czy matki naturalnie unasiennione zachowają cechy odporności na choroby i roztocza?


Jeśli obie linie rodzicielskie wykazały odporność na choroby i roztocza, to nawet po naturalnym unasiennianiu można oczekiwać, że ich potomstwo, także wykaże zestaw podobnych cech. Przez lata nabywaliśmy matki VSH od innych. Wszystkie one, w stanie larwy, były przekładane przez innych hodowców, a większość wykazywała wysoki stopień odporności na roztocza. Przestaliśmy w końcu kupować materiał z zewnątrz i pracujemy nad własnymi celami. Wzmacnia to naszą różnorodność i daje nam znacznie lepiej dostosowane lokalnie pszczoły. Minusem jest większa zmienność cech VSH, co oznacza zmniejszenie częstotliwości występowania tego konkretnego genu (allelu? przyp. tłum.). Do puli genów dodaliśmy także cechy allogroomingu za pomocą kilku linii Purdue Mite. Zmierzam do tego, że jakaś jedna cecha odporności na dręcza pszczelego jest super, ale co jeśli z powodzeniem połączyłeś wiele cech na jednym plastrze z czerwiem? Pracujemy właśnie nad zintegrowaniem hodowli ze sztuczną inseminacją wykorzystywaną w modelu hodowli zamkniętej populacji, gdzie wyeliminujemy naturalne unasiennianie utrzymując różnorodność, aby zachować nasz wypracowany wzór odporności na plastrze z czerwiem. Spodziewam się, że im więcej pokoleń wyprodukujemy, tym zobaczymy coraz większą spójność w odniesieniu do odporności na roztocza, ponieważ ich liczba będzie podstawowym kryterium selekcji dla kandydatów do tej hodowli.

Cory Stevens 2017-2018

Skompilowane i przetłumaczone za zgodą autora Zdjęcia: archiwum Stevens Bee Company.
Artykuł został także opublikowany w listopadowym numerze miesięcznika
Pszczelarstwo (11/2019)

[1]. Artykuł na temat programu hodowlanego Uniwersytetu Purdue:
https://extension.entm.purdue.edu/beehive/our-breeding-program

 

Wywiad z Leoszem Dworskim: Bez jedu to nejde?

Streszczenie TL;DR

W artykule Leosza Dworskiego „Bez jedu do nejde” jest opisana cała jego metoda selekcji pszczół w kierunku odporności na choroby: warrozę i nosemozę. Aktualnie, poza zabiegami biotechnicznymi, dopuszcza leczenie punktowe kwasem mrówkowym i tymolem. Najbardziej groźna, według niego, to ostatnia faza choroby rodzin pszczelich. Dworski obserwuje rodziny swoją, ponoć najdokładniejszą metodą. Sam się przekonał, że tzw. dzikie pszczoły w barciach nie mają jakiś specjalnych właściwości. Nie wierzy w tzw. bombę roztoczową. Najważniejszy u niego jest test przeżycia.

Wywiad:

Pszczelarz Leosz Dworski (Leos Dvorsky) urodził się w 1954 r. Mieszka w Mladá Boleslav w Republice Czeskiej. Zajmuje się, hodowlą pszczół na cechy związane z ich odpornością na choroby. W 2012 r. założył organizację Sance Pro Vcely (Szansa dla pszczół), która zrzesza czeskich pszczelarzy. Jej celem jest stopniowa selekcja pszczół w kierunku większej odporności na choroby i inne aktualne zagrożenia. Zapraszam do wywiadu z Panem Dworskim oraz do spróbowania przeczytania tekstów jego autorstwa po czesku, na temat swoich eksperymentów i wniosków, których wiele opublikował na swojej stronie internetowej: http://dvorsky.leos.sweb.cz

Jakub Jaroński: Od kiedy zajmuje się Pan pszczelarstwem?

Leosz Dworski: Od 1964 roku.

Jakie są współcześnie największe zagrożenia dla rodzin pszczelich?

Stres, niedobór pokarmu, słaba odporność immunologiczna, Nosema cerenae, warroza, choroby wirusowe.

Od kiedy i dlaczego nie używa Pan regularnie tzw. „syntetycznych akarycydów” w gospodarce pasiecznej?

W 30% od 2003 roku, w 50% od 2004 roku, w 100% od r.2005 roku. Dlatego, że uniemożliwiają obiektywną ocenę rodzin pszczelich i ich selekcję.

Proszę powiedzieć jaka jest Pana metoda na dojście do pszczół, które nie potrzebują leczenia?

Dobre pytanie. Prószę przeczytać mój artykuł „Bez jedu to nejde?1. Tam jest wszystko na ten temat. Kto do tego dorósł, to zrozumie. Kto nie, musi jeszcze czytać.

Jak wyłapywał Pan rodziny do leczenia? Czy metoda ta polega na stopniowej minimalizacji użycia kwasu mrówkowego? Jaki duży procent aktualnie u Pana, to rodziny nieleczone? Czy w międzyczasie miał Pan duże straty? Czy Pańską metodą można uniknąć dużych strat?

Mam swoją metodę obserwacji uszkodzonych pszczół, które jest najdokładniejsza. Mój system opiera się na zabiegach leczniczych tylko wtedy, kiedy rodzina sama nie dałaby rady. Mam na myśli tzw. leczenie punktowe, czyli w tej chwili np. 1 rodzinę na 20-30 rodzin itd. Kwas mrówkowy lub tymol to jedyna chemia, która dopuszczam. Pierwszeństwo jednak daję zabiegom biotechnicznym. Oczywiście, że bez strat to się nie uda. Widzę, że Pan myśli o skopiowaniu jakieś metody, ale to jest ciężkie. Musi Pan do wszystkiego dorosnąć i zmienić punkt widzenia. W Pańskich pytaniach wyczuwam podejście komercyjne. Radzę Panu nie próbować tego kierunku.

Co Pan robi z rodzinami, które nie radzą sobie z chorobami?

Uczę się od nich.

Co Pan sądzi o problemie tzw. „bomby roztoczowej”, tudzież reinwazji warrozy?

Nie wierzę. W końcu problem warrozy w postaci „czystej“ jest chyba już rozwiązany, nawet bez chemii. Bardziej problematyczna jest faza końcowa. Czyli to, w co porażenie może
się ostatecznie przekształcić. Nie wierzę już od dawna, że pszczoły muszą paść na warrozę typu A. Nawet czysto teoretycznie, wystarczy do tego prosty rachunek. W naturze w sierpniu już od dawna wszystko jest przygotowane do zimowli i nawet parę tysięcy sztuk warrozy nie może pszczołom zaszkodzić. One tego się w dużym stopniu pozbędą, zaś w części zadziała (sama) natura.

Co Pan sądzi o metodzie tzw. „selekcji naturalnej“, polegającej m.in. na tym, aby nie ingerować w śmierć uli z powodu chorób? Tym samym pozwolić pszczołom przejść wąskie gardło selekcji na pasiekach, na podobnej zasadzie, według zwolenników tej metody, jak w dzikiej przyrodzie.

Nie interesuje mnie to. W naturze to działa inaczej, ale można to przybliżyć. Proszę przeczytać „Bez jedu to nejde?“.

Czy kontroluje Pan poziom porażenia warrozy i nosemy?

Oczywiście. Wszystkie moje rodziny mam trybie eksperymentalnym.

Czy na rodzinach, które nie wymagają leczenia można gospodarować podobnie, jak na tych, które wymagają leczenia? Czy są słabsze od leczonych? Czy dają może mniej miodu?

Oczywiście. Musi Pan wiedzieć, co jest najważniejsze. Rozpoznać problem i warunki, a następnie zdecydować się co zrobić dalej.

Co to jest „medna komora“?

Ponownie odsyłam Pana na moją stronę internetową i przeczytanie o miodnej komorze2. W skrócie chodzi o to, aby zapewnić rodzinie miodu pod dostatkiem przez cały rok, tak aby były zdolne do zazimowania w dowolnym momencie, np. w czerwcu.

Jaka jest różnica dla pszczół pomiędzy miodem i cukrem? Czy warto podkarmiać cukrem, czy lepiej zostawić pszczoły na miodzie? Jaki jest Pański system podkarmiania?

Różnica jest taka jak pomiędzy mięsem wieprzowym, a kwaśnym ogórkiem. Miód to kompletnie innym pokarm. Dłuższy komentarz jest zbędny.

Jakie ma Pan u siebie napszczelenie? Czy duże napszczelenie jest istotnym problemem, aby dojść do pszczół nieleczonych?

Miałem 5-6 pasieczysk i w sumie 100 rodzin. Dzisiaj mam 2 pasieczyska i 30 rodzin.

Czy zapobiega Pan błądzeniu pszczół pomiędzy ulami? Ile uli powinno stać na jednym pasieczysku? Czy różnice pomiędzy rozmieszczeniem dzikich siedlisk w przyrodzie a zagęszczeniem uli na pasieczysku mogą istotnie wpływać na ich przeżywalność i zdrowie? A jeżeli tak, to w jaki sposób trzeba to uwzględnić w gospodarce pasiecznej?

Czasami tak, a czasami nie. W każdym razie rozmieszczenie uli służy mi do badania zalatywania pszczół do innych uli. Prowadzę selekcje na mniejsze zalatywanie.

Co sądzi Pan o dzikich pszczołach i bartnictwie?

Bartnictwo to wielka moda, ale na tych samych zasadach można prowadzić rodzinę pszczelą w ulach nowoczesnych, co sam staram się robić. Dzisiaj dzikie pszczoły są rzadkością. Nie mają zdecydowanie jakiś szczególnych właściwości, o czym sam się przekonałem. Ten urok jest gdzie indziej. Znowu odsyłam pana do mojego artykułu „Bez jadu to nejde“.

Jakim systemem hoduje Pan pszczoły? Czy prowadzi Pan linie mateczne i ojcowskie? Jak wybiera Pan najlepszy materiał do dalszej hodowli?

Nie rozumiem pytania. To oczywiste. Wybieram według wyników testów. Najważniejszy jest test przeżycia.

Na jakich pszczołach Pan gospodaruje? Co sądzi Pan o podgatunku Apis mellifera mellifera i Apis mellifera carnica?

Hoduję pszczołę miejscową, czyli krzyżówki krainki. Każda rasa ma swoje zalety, które zależą od rodzaju selekcji u hodowcy. Nie istnieje cudowna pszczoła. Pszczelarz musi je poznać i działać według tej wiedzy.

Co Pan uważa za najważniejsze dla zdrowia pszczół?

Środowisko i jego zrozumienie u pszczelarza.

Ile miodu udaje się średnio Panu wyprodukować?

Mogę Panu tylko podać wartość minimalną i maksymalną, czyli od 0 do 196 kg. Jeżeli będzie Pan patrzył na pszczelarstwo naturalne, jak na produkcję miodu, to ten kierunek w ogóle nie jest dla Pana.

Czy poza miodem pozyskuje Pan inne produkty pszczele? A jak tak to jakie?

Miód, wosk, propolis.

Na jakim ulu Pan gospodaruje i dlaczego?

2/3 Langstroth. Zawdzięczam to przypadkowi. Pszczoły rozwiązały już dawno kwestie ula i wymiaru ramki. Dla pszczelarza to tylko metoda na wygodę pracy.

Czy rodzaj ula ma znaczenie dla zdrowia pszczół i ich większej przeżywalności?

Wszystko musi się zgrać: środowisko, pszczoły, pszczelarz i metody działania. Wszystko jest ze sobą powiązane. Wybór ula jest tylko narzędziem do odpowiedniej metody działania. Jeżeli będzie Pan prowadził rodzinę pszczelą, tak jak dziś robią to inni, to kwestia ula jest nieistotna. Wszystko robione jest dokładnie odwrotnie w porównaniu do naturalnego biorytmu pszczół.

Rozmawiał: Jakub Jaroński 2018
Tłumaczył: Wacław Sciskala, Jakub Jaroński
Wywiad autoryzowany

Więcej wywiadów tekstowych znajdziesz tutaj.

Przygotowywanie wywiadów wymaga poświęcenia sporo czasu oraz zaangażowania merytorycznego.

Przypisy:

  1. Leosz Dworski, Bez jedu to nejde?, 2015: http://dvorsky.leos.sweb.cz/CLANKY/Bez_jedu_to_nejde4.editace.s.obrazky.pdf
  2. Leosz Dworski, Jeste k medne komore, http://dvorsky.leos.sweb.cz/CLANKY/jeste_k_MK.htm; Leosz Dworski, Medne komora v niskych nastavcich.: http://dvorsky.leos.sweb.cz/Sance_pro_vcely/med_komora_v_NN_2.pdf

Kilka moich refleksji na temat Pszczelarstwa „Naturalnego”

Streszczenie TL;DR:

Roger Patterson nie zgadza się z podziałem na pszczelarstwo naturalne i konwencjonalne.  Minimalizowanie interwencji często nie jest, według niego, najlepszym rozwiązaniem hodowli pszczół. Selekcja na kilku rodzinach nie jest możliwa. Sugeruje wymianę matek na te z odporniejszej populacji w miejsce doprowadzania do swobodnego rojenia się pszczół i upadku porażonych kilka lat nieleczonych rodzin. Gospodarka bezwęzowa w ulach bezramkowych jest ciekawą alternatywą. Poglądy wewnątrz środowiska PN są zróżnicowane i nierzadko sprzeczne, ale pod pewnymi warunkami różnorodność poglądów sprzyja rozwojowi pszczelarstwa. Według niego, skupianie się na radykalizmie w niesłusznym dyskredytowaniu pszczelarstwa konwencjonalnego nie jest dobrym rozwiązaniem. Lepiej zacząć pszczelarzenie od sprawdzonych metod konwencjonalnych.

Roger Patterson

Tekst pochodzi ze strony: http://www.dave-cushman.net/bee/naturalbeekeeping.html. Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora i dysponenta praw autorskich.

Od tłumacza:
Roger Patterson jest pszczelarzem od 1963 roku. Pochodzi z hrabstwa West Sussex położonego w południowo-wschodniej Anglii. Jest przewodniczącym Wisborough Green Division, które jest lokalnym stowarzyszeniem związku pszczelarzy w West Sussex. Napisał książkę „Beekeeping – A Practical Guide” (Pszczelarstwo – praktyczny przewodnik). Jako praktyczny pszczelarz koncentruje się na podstawach pszczelarzenia w których ceni proste rozwiązania. Prowadzi, znaną w światku pszczelarskim, stronę internetową, którą stworzył nieżyjący już dziś pszczelarz Dave Cushman. Poniższy artykuł pochodzi właśnie z tej strony.

W zasobach internetu (angielskojęzycznych: przyp. tłum) znaleźć można mnóstwo informacji na temat pszczelarstwa „naturalnego” lub „zrównoważonego”. Chociaż inni mogą mieć odmienne zdanie, to na potrzeby mojej strony przyjąłem, że te dwie nazwy dotyczą tego samego. Entuzjaści wyżej wymienionego pszczelarstwa, chów pszczół w standardowych ulach, nazywają pszczelarstwem „konwencjonalnym”. Dla wygody czytelnika będę więc odnosił się do tego podziału, tak jak rozumieją go jego zwolennicy, chociaż zaznaczam, że nie zgadzam się z tym rozróżnieniem.

Wśród pszczelarzy „naturalnych” istnieje duża różnorodność poglądów, ale da się znaleźć w nich pewne wspólne stanowiska. Należą do nich:

  • Niechęć do stosowania środków chemicznych
  • Przyzwolenie na śmierć chorych rodzin pszczelich
  • „Troska” o pszczoły
  • Próba zrozumienia pszczół

Jako wieloletni tradycyjny pszczelarz również zgadzam się z tymi poglądami i nie spieram się z żadnym z nich, chociaż mogę je wprowadzać w życie na różne sposoby. Na przykład uważam, że pszczoły nie są tak mocne jak wtedy, gdy zacząłem zajmować się pszczelarstwem. Wynika to głównie z powodu importu nieprzystosowanych ras pszczół, a następnie ich rozpieszczania z życzliwości wobec pszczół. Pomimo, że mogłyby być one poddane selekcji naturalnej, przez zostawienie ich samych sobie, wolałbym wymienić w nich matki na coś z odporniejszego pogłowia. Jest to zasadniczo odmienne postępowanie od prostego przyzwalania na ich umieranie z powodu warrozy i związanych z nią wirusów, a także nieprzydatności do naszych warunków. Istnieją wszak też inne poglądy z którym już zdecydowanie się nie zgadzam. Oto one.

Minimalizowanie interwencji.

Twierdzi się częstokroć, że otwarcie ula szkodzi pszczołom, więc należy tego unikać jak tylko można. Odpowiada to mniej więcej metodzie typu „zostaw w spokoju”, którą dawniej stosowało wielu pszczelarzy. W tamtych czasach jednak duża część pszczelarzy pracowała na roli w zgodzie ze zwierzętami i naturą, którą zwykle czujnie obserwowano. Pszczelarze wraz z ich rodzinami byli na tyle czasowo dyspozycyjni, żeby poradzić sobie nastrojem rojowym, co stanowiło wtedy ich główny problem. Obecnie jednak mamy problem warrozy i moim zdaniem, wymaga to systematycznego monitorowania i leczenia. Pszczelarzowi z 2-3 ulami bardzo trudno jest hodować pszczoły na odporność. Po prostu to zbyt mała ilość pni.

Widziałem wiele dzikich rodzin na granicy upadku. Gdyby znajdowały się w ulu i zostały wyleczone, a tym samym uratowane, to później można by im wymienić matkę, na taką z bardziej odpornej linii. Swoją drogą leczenie może też odbywać się niechemicznymi środkami. Osobiście uważam, że obserwacja pszczół podczas przeglądów, wiele mnie nauczyła, w kwestii prawidłowego odczytywania zachowania się rodziny. Nie mógłbym tego dokonać bez inspekcji ula. Inna sprawa to występowanie chorób podlegających obowiązkowi zgłoszenia. Czy możliwe byłoby ich wykrycie, bez dokonywania przeglądów?

Zgoda na swobodne rojenie.

Moim zdaniem jest to rażąco nieodpowiedzialne postępowanie, zwłaszcza w obszarze miejskim. Wielu zwykłych ludzi po prostu boi się pszczół. Rójka lądująca w ich ogrodzie lub mieszkająca w ich domu, to sytuacja kłopotliwa. W sytuacji kiedy pszczoły się osiedlą na dobre, to nie oznacza wcale, że nie wyroją się po raz kolejny. A nawet jeśli wymrą, co się stanie prawdopodobne po maksymalnie 3-4 latach (w Polsce raczej krócej: przyp. tłum.), to zamieszka tam kolejny rój, co już oznacza kłopot permanentny. Chcę jednak napisać, że rozumiem i szanuję powody, dla których dopuszcza się się do rojenia. Jeśli są ku temu możliwości, aby stosunkowo łatwo te rójki wyłapać, tak jak w czasach kószek, to myślę, że jest to dobry sposób na powęszenie stanu pasieki. Dodatkowo roje są zazwyczaj nieco mniej porażone przez warrozę. Pomimo to, jeżeli nie jest to teren wiejski, a pszczoły nie są pod kontrolą, jestem temu przeciwny. Myślę, że warto zwrócić też uwagę, że niektórzy konwencjonalni pszczelarze, którzy potępiają to podejście, sami nie są wystarczająco ostrożni w zapobieganiu własnym rójkom.

Brak węzy

W pszczelarstwie „naturalnym” istnieją różne metody i różne opinie na temat węzy, ale co do zasady odchodzi się od węzy, a miód pozyskuje się przez wyciskanie (prasowanie: przyp. tłum) plastrów. „Naturalni” stosują wiele różnych uli. Są wśród nich stojaki i leżaki. Do najbardziej popularnych należą ule bezramkowe: trapezowy snozowy TBH oraz Warre. Istnieją sposoby na zagwarantowanie, że matki nie będą czerwiły w pewnych plastrach, bez użycia fizycznych barier takich jak kraty odgrodowe. Niektórzy „nowocześni” pszczelarze są przeciwnikami pobierania miodu z przeczerwionych plastrów, ale osobiście w tym problemu nie widzę.

Różnice

Nie ma zgodności wśród „naturalnych” co do zagadnienia karmienia. Część się na to zgadza, a część nie. Podobnie w przypadku leczenia środkami warrobójczymi: niektórzy używają tymolu, inni wręcz przeciwnie. W pszczelarstwie „naturalnym” da się zaobserwować podobną ilość różnych poglądów, co w pszczelarstwie konwencjonalnym. Występowanie zróżnicowanych opinii jest generalnie dla pszczelarstwa pożyteczne i nie widzę przeszkód, aby trwało dalej. Pod warunkiem jednak, że różnice te wynikają z doświadczenia i nie są obarczone wzajemnymi uprzedzeniami.

Ruch pszczelarstwa „naturalnego” jest całkiem prężny i szeroki. Można zaryzykować tezę, że rośnie. Podobnie zresztą jak pszczelarstwo konwencjonalne. Rozumiem i pochwalam bazowe idee tego ruchu, ale niestety wielu pszczelarzy „naturalnych”, próbując udowodnić swój punkt widzenia, a używając przy tym niedokładnych argumentów, zdaje się, że pragnie pozostałym zohydzić ich odmienne sposoby na chów pszczół. To się dzieje nawet w gronie samych „naturalnych”. To oczywiście nie zwiedzie doświadczonego i kompetentnego fachowca, ale może wpłynąć na początkujących, którzy mogą być zbyt łatwowierni w to, co usłyszą lub przeczytają. W rzeczy samej, taki jest ich cel. Rozmawiałem z wieloma osobami, którzy zaczęli zajmować się pszczelarstwem „naturalnym” na podstawie tego, co jest „złe” w pszczelarstwie konwencjonalnym, choć nawet go nie spróbowali. To fakt, że są tacy, którzy wsłuchują się też w inne argumenty, ale pozostali mają już tak wyprane mózgi, że po prostu słuchać nie chcą.

Aby ustosunkować się do nieprawdziwych komentarzy, podaję kilka przykładów, które wyczytałem ze stron internetowych, traktujących o pszczelarstwie „naturalnym”.

„Większość nowoczesnego pszczelarstwa, podobnie jak intensywnego rolnictwa, jest nastawiona na maksymalną produkcję”.

Moja odpowiedź: Przeciętny pszczelarz w Anglii i Walii w 2014 roku utrzymywał statystycznie 4,5 rodziny pszczelej, z których zdecydowana większość posiadała tylko 2-3. Większość pszczelarzy, których znam, bardziej interesuje się głównie samymi pszczołami i zależy im tylko na kilku słoikach miodu dla rodziny.

„Zwolennicy pszczelarstwa <naturalnego> uważają, że lepsza regulacja poziomu warrozy oraz zdrowsze i szczęśliwsze pszczoły, są rezultatem ich podejścia minimalizującego interwencje w ul (hand-off beekeeping), a stres, jaki wywierają pszczelarze na pszczołach w ulach, może być zrekompensowany jedynie przez pszczelarzy, którzy są gotowi na to, aby na pierwszym miejscu postawić potrzeby pszczół”.

Moja odpowiedź. Dręcz pszczeli jest problemem na całym świecie i to on lub wirusy, których jest wektorem, powoduje stres w rodzinach. Widziałem wiele rodzin z ciężkimi porażeniem tym pasożytem, które były na granicy zapaści, z powodu tego, że to pszczelarz nie poradził sobie z tym problemem. Na kilka miesięcy przed napisaniem tego tekstu zobaczyłem rodzinę, która nie była leczona na warrozę od 3 lat. Była tam ogromna liczba pszczół ze zdeformowanymi skrzydłami czołgająca się po ziemi przed ulem, gdzie zostały wyrzucone z rodziny na śmierć głodową. Czy to jest właśnie troska o pszczoły? Nie jestem zwolennikiem stosowania agresywnych środków chemicznych, ale nie rozumiem, jak podejście polegające na braku interwencji zmniejszy porażenie pasożyta do poziomu, który nie powoduje stresu dla rodziny. Istnieje wiele technik niechemicznych, które pozwalają usunąć odpowiednią ilość warrozy. Jednym ze sposobów redukcji warrozy stosowanej przez pszczelarzy „naturalnych” jest metoda obsypywania cukrem pudrem. Należy ją jednak powtarzać regularnie, a podejrzewam, że także niemało stresuje pszczoły.

Jak powszechnie wiadomo, trutnie, które zostały upośledzone przez warrozę, mają znacznie niższą liczbę plemników. Może to być jedną z przyczyn słabej wydajności matek, co jest aktualnie problemem. Dlatego im niższy utrzymujemy poziom warrozy w rodzinie, tym lepiej.

Jak można twierdzić, że pszczoły są szczęśliwe bez robienia im inspekcji?

„Wszystkie z 30 zimowanych rodzin przeżyły”.

Moja odpowiedź. To identyczny wynik jak mój i terenu mojego lokalnego BKA (lokalne stowarzyszenie pszczelarzy, odpowiednik polskiego koła pszczelarskiego) zimą 2012/2013 i 2013/2014 roku. Zazimowaliśmy wtedy łącznie ponad 60 rodzin. Nie pasuje to do tez „naturalnego” prelegenta, którego kiedyś słyszałem, a który twierdził, że straty zimowe są znacznie wyższe u „naturalnych”.

Część stron internetowych i forów dyskusyjnych obarczona jest podobnymi nieporozumieniami i ciągłym zohydzaniem pszczelarstwa konwencjonalnego. Aby być sprawiedliwym muszę dodać, że jest też wielu konwencjonalnych pszczelarzy, którzy nie tolerują „naturalnego” pszczelarstwa i jestem pewien, że w wielu przypadkach niewiele o nim wiedzą, a prawdopodobnie nigdy nie próbowali zrozumieć sposobu myślenia „naturalnych”. Odbyłem kilka bardzo konstruktywnych i przyjemnych rozmów z pszczelarzami, którzy uważają się za „naturalnych”. Ci bardziej racjonalni są w rzeczywistości bardzo kompetentni i robią rzeczy (lub nie robią) w oparciu o wiedzę, doświadczenie i zdrowy rozsądek. Próbowałem również prowadzić dyskusje z innymi, których radykalne poglądy są po prostu „wycięte i wklejone” z innych miejsc.

Podsumowując jest zbyt wiele nietolerancji w pszczelarstwie po każdej ze stron, a czasami stanowcze poglądy na sprawy wynikają z niewiedzy. Moim zdaniem do opinii innych ludzi powinno się odnosić się z takim samym szacunkiem jak do pszczół. W ciągu ponad 50 lat mojego pszczelarzenia widziałem wiele różnych metod stosowanych przez wiele różnych osób. Nie zgadzałem się z niektórymi z nich i czasami musiałem to przyznać, ale starałem się to rozsądnie uzasadnić. Z mojego doświadczenia wynika, że potrzebny jest system, w którym wszystko, co robisz, pasuje do Ciebie, ale z wystarczającą elastycznością, aby zmieniać go w zależności od okoliczności.

Przyjrzyjmy się słowu „naturalny”. Jeśli chodzi o pszczelarstwo, to myślę, że powinno to oznaczać: bez interwencji człowieka. A to oznacza rodzime pszczoły gniazdujące w naturalnych siedliskach i „pasące się” na naturalnych terenach. W naszym przypadku Wielkiej Brytanii i Irlandii, odpowiada to pszczołom Apis mellifera mellifera, gniazdującym w wydrążonych drzewach i nie żerujących na obszarach upraw rolnych. Dosyć trudne do osiągnięcia! Praktycznie każda brytyjska strona internetowa o pszczelarstwie „naturalnym”, którą ostatnio sprawdziłem, jest ilustrowana zdjęciami pszczół, które mają żółte odwłoki. AMM nie mają żadnych żółtych pasków, a więc automatycznie obecność tych pszczół tutaj nie jest czymś naturalnym. W innych rejonach świata, gdzie pszczoła miodna nie jest autochtoniczna, żaden rodzaj pszczelarstwa nie jest naturalny. Jedna z „naturalnych” stron internetowych przyznaje, że już sama nazwa „Pszczelarstwo Naturalne” jest dosyć problematyczna, ponieważ chów pszczół nigdy nie jest tak naprawdę naturalny. Zdejmowałem setki rojów pszczół miodnych z drzew i budynków. Obawiam się, że wiele z tego co widziałem, nie jest za bardzo zbliżone do tego, co przeczytałem o „naturalnym” chowie pszczół. Zapraszam na moją stronę pod tym linkiem (http://www.dave-cushman.net/bee/natbeenest.html), aby przeczytać o naturalnym gnieździe pszczół.

Aby zgromadzić więcej informacji, niż dotąd miałem okazję poznać, przeszukałem sieć i przeczytałem praktycznie wszystko, co nie jest kopią czegoś innego, gdyż podobnie jak w przypadku wielu rzeczy w pszczelarstwie, jest cała masa powtórzeń. Jest kilka aspektów, które jak podejrzewam, wprawiają w zakłopotanie ruch „naturalny”, ale sądzę, że większość informacji przekazanych z pasją, których czytanie sprawiało mi przyjemność, jest przemyślana i poczuwająca – tak jak powinno być w pszczelarstwie. Takie przesłanie jest znacznie lepsze niż „natarczywy” i ofensywny przekaz tych, którzy zdają się uważać, że zamiast przekonywać do swoich racji, skuteczniejsze jest dyskredytowanie innych metod. Znalazłem nawet aroganckie stwierdzenie, że „to my jesteśmy strażnikami pszczół„, tak jakby inni już nie byli!

Chociaż sam nie próbowałem pszczelarstwa „naturalnego”, to zajmowałem się pszczołami utrzymywanymi tym sposobem. Są techniczne różnice przy ich obsłudze, ale przy odrobinie zdrowego rozsądku można się tego szybko nauczyć. Wydaje mi się jednak, że jeśli ktoś pragnie zostać „naturalnym”, to lepiej zacząć od pszczelarzenia w ulach konwencjonalnych, a dopiero później wprowadzać zmiany. Zwłaszcza, że można gospodarzyć na dwa różne sposoby jednocześnie. Taką metodą sam sprawdzisz najlepiej, które opinie są poprawne, a które nie. Znam kilka osób, które tak zrobiły, choć w większości przypadków porzuciły zmianę po próbach. Być może dlatego, że nie dość obserwowali i nie w pełni zrozumieli fenomen rodziny pszczelej. Wciąż jednak mogą gospodarzyć w ulach konwencjonalnych i być troskliwymi pszczelarzami.

Sam, jako dobrze funkcjonujący „konwencjonalny” pszczelarz widzę pewne korzyści z podejścia „naturalnego”. Bezdyskusyjną korzyścią jest fakt, że wszystkie ule TBH mogą być wykonane z drewna odpadowego bez żadnych dodatkowych kosztów według własnego projektu. Jestem człowiekiem praktycznym, sam produkuje ule więc argument ten trafia do mnie bardzo dobrze. Podoba mi się też pomysł braku węzy, aby pszczoły budowały to co same chcą oraz wyciskania miodu z regularnie odnawianych plastrów. Myślę, że te punkty są dobre.

Podsumowując, nie mam problemu z pszczelarstwem „naturalnym”, ani z większością tych, którzy go wspierają. Nie mam potrzeby, go zohydzać tylko dlatego, że jest to inny sposób osiągnięcia tego samego, co robię sam. Chciałbym tylko, aby ta mniejszość, mocna głównie w gębie, kiedy próbuje przekazywać swoje przesłanie w oparciu o rażące nieścisłości, nie zohydzała sposobu, jaki sam wybrałem na chów pszczół. Moim zdaniem wiele elementów pszczelarstwa „naturalnego” i tak sam stosuję, więc dlaczegóż to mam być postrzegany jako „nienaturalny”? Jeśli to, co robię, nie jest naturalne, to nie jest również to, co robią „naturalni”, stąd używam tego słowa w cudzysłowie w tym tekście.

Jeśli tylko pszczelarz rozumie, szanuje i troszczy się o swoje pszczoły, to nie obchodzi mnie jaką metodę przyjął.

Więcej esejów znajdziesz tutaj.

Przygotowywanie tłumaczenia wymaga poświęcenia sporo czasu oraz zaangażowania merytorycznego.

Roger Patterson
tłumaczył: Jakub Jaroński

Rola wibrowania samców w selekcji seksualnej murarek ogrodowych

Zdjęcie kopulującej pary murarek
Jakiś czas temu opublikowano bardzo ciekawe badanie eksperymentalne, w którym badano zachowania godowe krzyżujących się par pszczoły murarki ogrodowej. Eksperyment ten potwierdził istnienie preferencji seksualnej samic murarki ogrodowej, w pewnym jednym godowym zachowaniu, a w konsekwencji także selekcji seksualnej (darwinowski tzw. dobór płciowy), która być może w tym przypadku prowadzić nawet do specjacji w przyszłości. Mianowicie okazuje się samica z większym prawdopodobieństwem odpowie pozytywnie na zaloty samca, kiedy ten w odpowiedni sposób wibruje odwłokiem, kodując w ten sposób informację o własnym fitness, które odbiera samica.

Naukowcy zmierzyli na urządzeniu częstotliwość drgań odwłoka samca przed samym aktem kopulacji. Okazało się, że nie tylko energiczność ruchu ma znaczenie, ale także częstotliwość wibracji, która koduje dostosowanie związane z pochodzenie samca z danej populacji. W eksperymencie brały udział pszczoły z trzech różnych populacji: z Niemiec, Danii i Wielkiej Brytanii. Dzięki pomiarom wyszło, że samce z różnych regionów wibrują częściej w innym zakresie częstotliwości. Częściej statystycznie pozytywna odpowiedź samicy na zaloty była skorelowana z pochodzeniem samca z tego samego regionu geograficznego. Aby dowieść tej korelacji naukowcy spróbowali oszukać samice poddając krzyżującą się parę sztucznym wibracjom. Było to możliwe, gdyż okazało się, że większość samców w obliczu odbierania sztucznych podobnych wibracji z urządzenia, sama przestaje wibrować odwłokiem. W eksperymencie dało się oszukać samice, manipulując wibracjami, co jest pozytywnym potwierdzeniem istnienia takiej preferencji seksualnej.

Jest to kolejne potwierdzenie występującego w szeregach badań tzw. doboru przeciwko mieszańcom, jako jednej z możliwości w którym kierunku może przebiegać selekcja. W tym wypadku akurat selekcja seksualna związana z preferencjami samicy, a w konsekwencji dyskryminacji seksualnej samców wobec osobników z populacji z odmiennych regionów geograficznych. Ogólnie selekcja seksualna jest bogato udowodniona w świecie owadów, a związana jest np. sygnałami chemicznymi i mechanicznymi. Naukowcy spekulują, że tego typu selekcja w przyszłości może doprowadzić w populacjach europejskich murarek ogrodowych do specjacji.

Filmik pochodzi z udostępnionych materiałów z badań.

The Role of Vibrations in Population Divergence in the Red Mason Bee, Osmia bicornis
Current Biology 25, 2819–2822, November 2, 2015
https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S0960982215010751?fbclid=IwAR07vPvIf8kMs982zZVFLZuNnbzX8lIygEYcCIkNAqj1dxLxkuJ2P1XHZM0

Fragmenty artykułów prof. Thomasa Seeleya i Randy Olivera.

Dręcz pszczeli, fot: olivierlevoux (pixabay.com)
Zachęcam do przeczytania dwóch artykułów. Pierwszy artykuł to najnowsza naukowa publikacja w dorobku prof. Thomasa Seeleya oraz Davida Thomasa Pecka. Drugi, to tekst autorstwa biologia-pszczelarza-eksperymentatora z zacięciem pro-naukowym Randy Olivera. Oba warto przeczytać. Dla zachęty i ułatwienia prezentuję tłumaczenie na polski, moim zdaniem, ważnych fragmentów. Zwracam też uwagę, że ilość rodzin, która wzięła udział w badaniu Seeleya, jak on sam zauważa, jest stosunkowo mała. Wyniki tych badań, nie należy więc traktować, jak wszystko co naukowe zresztą, jako prawdę absolutną, niemniej jest to dobra wskazówka oraz wstęp do dalszych badań na szerszą skalę.

"Bomby roztoczowe czy złodziejskie przynęty? Rola dryfowania i rabowania w roznoszeniu pasożyta dręcza pszczelego z chorych upadających rodzin pszczelich w kierunku sąsiadów."Peck DT, Seeley TD, Plos One. 14, 2019
https://journals.plos.org/plosone/article?id=10.1371/journal.pone.0218392

"Nasze ustalenia potwierdzają, że rodziny mocno zaatakowane przez roztocza stanowią poważne ryzyko przeniesienia tych roztoczy na pobliskie rodziny. Nasze dane pokazują również, że nazywanie tych chorych rodzin kolokwialnie "bombami roztoczowymi" - nie opisuje dokładnie mechanizmów przenoszenia dręcza pomiędzy rodzinami, które wyszło w tym badaniu. Nie zaobserwowaliśmy nagłej "eksplozji" pszczół niosących roztocza z chorych pni, do każdego ze zdrowych pni poprzez dryf robotnic. Stwierdziliśmy, że tym sposobem niewiele roztoczy przedostało się z rodzin silnie zaatakowanych do pobliskich rodzin słabo zaatakowanych. Natomiast wtedy, gdy chore rodziny zostały tak bardzo osłabione, że stały się celem rabusiów, roztocza przeszły z chorych do zdrowych rodzin w ogromnej liczbie. Sugerujemy zatem, że dla opisania tego zjawiska nazwa "złodziejskie przynęty" byłaby lepsza, niż "bomby roztoczowe". Rozróżnienie pomiędzy "bombą roztoczową", a "złodziejską przynętą" jest ważne dla zrozumienia optymalnej zjadliwości dręcza pszczelego i wirusów, dla których dręcz jest wektorem. Jeżeli choroba żywiciela zwiększa możliwości rozprzestrzeniania się pasożyta, który ją powoduje, to należy się spodziewać, że pasożyt powinien rozwijać wyższą zjadliwość. W naszych badaniach stwierdziliśmy, że roztocza rozprzestrzeniają się na sąsiednie rodziny, przede wszystkim poprzez rabunek chorych (upadających) pni. Zatem jest całkiem możliwe, że selekcja naturalna sprzyjała i będzie sprzyjać, tym szczepom roztoczy i wirusów przenoszonych przez te roztocza, które poważnie osłabiają zdolności do obrony zakażonych rodzin, aby uczynić z nich atrakcyjne cele dla rabusów."

"Selekcja hodowlana w kierunku odporność na roztocza. Kiedy słowa zamieniają się w czyny." Randy Oliver
http://scientificbeekeeping.com/selective-breeding-for-mite-resistance-walking-the-walk/#_Toc14341178

"Wskazówka dla pszczelarzy-hobbystów: Piszę to, aby było jasne, że jeżeli przykładowej pszczelarce Krysi, miłośniczce Treatment-Free, wydaje się, że poprawi ogólną genetykę pszczół, przez pozwolenie na śmierć zakupionych rodzin pszczelich, z powodu braku zabiegów kontrolujących roztocza, to buja w obłokach. Jeśli rzeczywiście chce poprawić genetykę pszczół miodnych, powinna zrobić wszystko, co w jej mocy, by wyleczyć swoje ule, aby utrzymać je w dobrym zdrowiu, ale jednocześnie wywierać presję na osoby, od której kupuje swoje pszczoły, aby hodowcy poważnie selekcjonowali pod kątem odporności na dręcza pszczelego."

Błędne wyobrażenia na temat teorii i procesów ewolucji biologicznej

WYOBRAŻENIE: Ewolucja jest teorią o pochodzeniu życia.

SPROSTOWANIE: Teoria ewolucji obejmuje również koncepcje, hipotezy i dowody dotyczące pochodzenia życia (np. czy stało się to w pobliżu kominów hydrotermalnych w głębinach oceanicznych, w których pierwotnie wykształciły się cząstki materii organicznej, itp.). Jednak punkt ciężkości zainteresowania biologii ewolucyjnej dotyczy tego, jak zmieniało i zmienia się życie, już po jego powstaniu. Większość studiów nad ewolucją koncentruje się na procesach rozgałęziania i różnicowania się życia, niezależnie od tego, jak się rozpoczęło.

WYOBRAŻENIE: Teoria ewolucji sugeruje, że życie ewoluowało (i nadal ewoluuje) losowo i przypadkowo.

SPROSTOWANIE: Owszem, ślepy traf i przypadek są czynnikiem w ewolucji i historii życia na wiele różnych sposobów, jednak niektóre ważne mechanizmy ewolucji nie są wcale losowe, a przez to sprawiają, że ogólny proces, też nie może być losowy. Przykładowo weźmy pod uwagę, proces selekcji naturalnej, którego wynikiem są adaptacje - czyli cechy organizmów, które odpowiadają środowisku - w którym żyją organizmy (np. dopasowanie się kwiatu i jego zapylacza, skoordynowana reakcja układu odpornościowego na patogeny, czy zdolność do echolokacji u nietoperzy, a także szczególny przypadek selekcji naturalnej: selekcja seksualna, inaczej dobór płciowy; przyp. tłum.). Takie niesamowite adaptacje ewidentnie nie powstały "przez przypadek". Ewoluowały one poprzez kombinację procesów losowych i nielosowych. Na przykład mechanizm mutacji, który generuje zmienność genetyczną, jest losowy, ale selekcja naturalna już nie. Selekcja sprzyja takim wariacjom, które są w stanie przetrwać i rozmnażać się (np. być zapylanym, powstrzymywać patogeny, lub poruszać się w ciemności, ale właściwie bez względu na charakter sposobu przetrwania: przyp. tłum.). W ciągu wielu pokoleń losowych mutacji i nieprzypadkowej selekcji, ewoluowały złożone skomplikowane adaptacje. Wyobrażenie więc, że ewolucja działa na zasadzie przypadku, jest jej niepełnym obrazem.



WYOBRAŻENIE: Ewolucja powoduje postęp w rozwoju; dzięki ewolucji organizmom żyje się coraz lepiej.

SPROSTOWANIE: Jeden ważny mechanizm ewolucji: selekcja naturalna, prowadzi do wzmacniania cech wystarczających do przetrwania i reprodukcji (czyli też przetrwania genów, głównych graczy ewolucyjnych: przyp. tłum.). Nie oznacza to jednak, że ewolucja jest postępowa - z kilku powodów. Po pierwsze, jak opisano w sprostowaniu błędnego wyobrażenia tutaj, selekcja naturalna nie tworzy organizmów doskonale dostosowanych do ich środowiska. Często pozwala ona na przetrwanie jednostek o różnych cechach, które są "wystarczająco odpowiednie", aby przetrwać. Dlatego też duże zmiany ewolucyjne nie zawsze są koniecznością, aby dane organizmy przetrwały. Przedstawiciele niektórych taksonów (jak niektóre mchy, grzyby, rekiny, oposy, czy raki) niewiele zmieniły się pod względem morfologii na przestrzeni czasu (co wcale nie znaczy, że nie ewoluowały: przyp. tłum.). Po drugie, istnieją inne mechanizmy ewolucji, które nie powodują zmian adaptacyjnych. Mutacja, migracja i dryf genetyczny mogą powodować ewolucję populacji w sposób, która może być w rzeczywistości dla niej szkodliwa lub czynić ją mniej dopasowaną do jej środowiska. Na przykład w populacji Afrykanerów w RPA, niezwykle często występuje mutacja genu IT15, odpowiedzialna za chorobę Huntingtona. Powodem tego, że ta wersja genu zdryfowała (losowo rozprzestrzeniła się) i występuje często, było to, że populacja ta rozwinęła z niewielkiej grupy początkowej. Wreszcie, cała idea "postępu" nie ma sensu, jeśli chodzi o ewolucję biologiczną. Klimat się zmienia, rzeki zmieniają bieg, nowi konkurenci dokonują inwazji, a organizm o cechach korzystnych dla przetrwania w pewnych okolicznościach, może okazać się słabo "wyposażony". Nawet jeśli skoncentrowalibyśmy się na jednym środowisku i jednym rodzaju siedliska, to perspektywa obserwatora zniekształcałaby obraz pomiarów tego "postępu". Z punktu widzenia rośliny najlepszą miarą "postępu" mogła by być sprawność fotosyntezy; dla pająka mogłaby to być skuteczność metody wprowadzania jadu; dla człowieka zdolności poznawcze (zakładając nierealistyczny model niezmiennego środowiska: przy. tłum.). Kuszące jest wyobrażenie sobie ewolucji, jako wielkiej progresywnej drabiny z gatunkiem Homo sapiens zasiadającym na szczycie. Ale ewolucja produkuje drzewo, a nie drabinę - a my jesteśmy, tylko jedną z wielu gałązek na tym drzewie.

WYOBRAŻENIE: Organizmy mogą ewoluować w ciągu jednego życia.

SPROSTOWANIE: Zmiana ewolucyjna opiera się na zmianach w strukturze genetycznej populacji w czasie. To populacje ewoluują, a nie jednostki. Zmiany zachodzące w osobniku w ciągu jego życia mogą mieć charakter rozwojowy (np. rozwijające się barwne upierzenie u samca ptaka w miarę dojrzewania płciowego) lub być spowodowane czynnikami środowiskowymi (np. ptak gubiący pióra z powodu zarażenia pasożytami). Zmiany te nie są jednak zmianami w genach (choć mogą ewoluować poszczególne komórki np. nowotworu lub mikroflora, które jednak stanowią inne organizmy, to jednak w hologenomowej koncepcji ewolucyjnej stanowią wspólny koewoluujący holobiont: przyp. tłum.). Nawet jeśli byłoby to wygodne, gdyby istniał sposób, aby zmiany środowiskowe powodowały zmiany adaptacyjne w naszych genach - kto nie chciałby, aby geny odporności na malarię (np. mutacja punktowa powodująca anemię sierpowatą: przyp. tłum.) pojawiała się podczas spędzania urlopu w Mozambiku? Jednak ewolucja nie działa w ten sposób. Nowe wersje genów (tj. allele) są produkowane przez losowe mutacje, a selekcja naturalna może sprzyjać korzystniejszym wersjom, powodując, że staną się one bardziej rozpowszechnione w populacji, ale w ciągu wielu pokoleń (najczęściej jednak mutacje są niekorzystne lub neutralne: przyp. tłum.).



WYOBRAŻENIE: Ewolucja zachodzi tylko powoli i stopniowo.

SPROSTOWANIE: Ewolucja zachodzi powoli i stopniowo, ale może też zachodzić szybko. Mamy wiele przypadków powolnej i jednostajnej ewolucji - na przykład, dobrze udokumentowana w zapisie kopalnym, ewolucja pewnych lądowych parzystokopytnych ssaków w kierunku morskich wielorybów. Znamy też wiele przypadków w których ewolucja nastąpiła gwałtownie. Dla przykładu, posiadamy dość szczegółowy zapis kopalny ukazujący jak niektóre gatunki jednokomórkowych organizmów, zwanych otwornicami, wyewoluowały w swoje charakterystyczne cechy, w mgnieniu oka geologicznego. Analogicznie, możemy też zaobserwować raptowną ewolucję zachodzącą bez przerwy wokół nas. W ciągu ostatnich 50 lat zaobserwowaliśmy, jak wiewiórki zmieniają swoje okresy lęgowe w odpowiedzi na zmiany klimatyczne, gatunki ryb rozwijają odporność na trucizny wyrzucone do rzeki Hudson, a wiele drobnoustrojów rozwija oporność na nowe leki, które opracowujemy. Istnieje wiele różnych czynników, które mogą sprzyjać gwałtownej ewolucji - niewielka liczebność populacji, krótkie życie pokolenia, duże zmiany w warunkach środowiskowych - a dowody wskazują wyraźnie, że miało to miejsce już wielokrotnie.

WYOBRAŻENIE: Ewolucja jest procesem wolnym, więc ludzie nie mogą na nią oddziaływać.

SPROSTOWANIE: Jak opisano powyżej, ewolucja czasami jednak zachodzi szybko. Ludzie często powodują poważne zmiany w środowisku, będąc jednocześnie inicjatorami zmian ewolucyjnych na innych organizmach (antropopresji: przyp. tłum.). Oto tylko kilka zbadanych przykładów zmian ewolucyjnych spowodowanych przez człowieka:
- Gatunki, które ewoluowały w odpowiedzi na zmiany klimatyczne
- Populacje ryb ewoluujące na skutek ich łowienia.
- Owady takie jak pluskwy, roztocza takie jak warroza, a także inne szkodniki upraw, które rozwinęły odporność na nasze pestycydy.
- Bakterie, HIV, malaria i nowotwory rozwinęły odporność na nasze leki.

WYOBRAŻENIE: Dryf genetyczny zachodzi tylko w małych populacjach.

SPROSTOWANIE: Dryf genetyczny ma większy wpływ na małe populacje, ale mechanizm ten zachodzi we wszystkich populacjach - dużych lub małych. Dryf genetyczny ma miejsce, ponieważ z powodu przypadku, osobniki, które rozmnażają się (a więc przekazują dalej informacje genetyczną) nie muszą dokładnie odzwierciedlać struktury genetycznej całej populacji. Przykładowo, w jednym pokoleniu populacji myszy trzymanych w niewoli, osobniki o brunatnej skórze mogą rozmnażać się częściej, niż osobniki o białej skórze, powodując w populacji zwiększenie częstotliwości występowania allelu, który koduje brązowe futro z powodów losowych - ale nie dlatego, że poprawia to przeciętnie ich przetrwanie (dopasowanie do środowiska). Ten sam proces zachodzi też w dużych populacjach: niektóre osobniki mogą mieć więcej szczęścia i pozostawić więcej kopii swoich genów do następnego pokolenia, podczas gdy inne mogą mieć pecha i pozostawić po sobie mniej kopii. To powoduje, że częstości występowania różnych wersji genów "dryfują" z pokolenia na pokolenie. W dużych populacjach z pokolenia na pokolenie te zmiany są zazwyczaj niewielkie, podczas gdy w mniejszych populacjach zyskują na znaczeniu i mogą być znacznie większe. Niezależnie od tego, czy wpływ dryfu genetycznego jest duży czy mały, to zachodzi on cały czas, we wszystkich populacjach. Ważne jest również, aby pamiętać, że dryf genetyczny może działać w tym samym czasie co inne mechanizmy ewolucji, takie jak selekcja naturalna i migracja.

fot: Ross Findon

WYOBRAŻENIE: Ludzie obecnie już nie ewoluują.

SPROSTOWANIE: Ludzie mogą modyfikować swoje środowisko za pomocą technologii. Opracowaliśmy metody leczenia, praktyki rolnicze i struktury gospodarcze, które istotnie wpływają na wyzwania związane z reprodukcją i przetrwaniem, przed którymi stoją współcześni ludzie. Przykładowo, odmiany genów, które przyczyniają się do rozwoju cukrzycy w młodym wieku, nie są już silnie selekcjonowane w krajach rozwiniętych, ponieważ możemy obecnie leczyć cukrzycę insuliną,. Niektórzy twierdzą, że taki postęp technologiczny oznacza, że znaleźliśmy się poza zasięgiem gry ewolucyjnej i selekcji naturalnej. Innymi słowy, że przestaliśmy ewoluować. Nic bardziej błędnego. Ludzie wciąż stoją pod presją związaną z przetrwaniem i reprodukcją, tylko nie tą samą, przed którą stali 20 000 lat temu. Zmieniło się środowisko i kierunek zmian, ale nie sam fakt działania na nas procesu ewolucji. Na przykład współcześni ludzie żyjący na gęsto zaludnionych obszarach stoją w obliczu większego ryzyka wystąpienia chorób epidemicznych, niż nasi przodkowie łowcy-zbieracze, którzy nie mieli tak bliskiego kontaktu z tak wieloma ludźmi naraz (choć z drugiej strony dysponujemy o wiele bardziej zaawansowaną technologią do przeciwdziałania ich skutkom, a także wyrobieniu sobie zazwyczaj bezpieczniejszej swoistej odporności stadnej: przyp. tłum). Podsumowując jest wiele odkrytych przez naukowców zjawisk związanych z niedawną ewolucją ludzi.

WYOBRAŻENIE: Gatunki są odrębnymi bytami naturalnymi, z jasną definicją, co czyni ich łatwymi do identyfikacji.

SPROSTOWANIE: Większość z nas zna biologiczną koncepcję gatunku, która definiuje gatunek jako zbiór osobników, które faktycznie lub potencjalnie mogą krzyżować się w naturze. Definicja ta, choć może wydawać się pewna i dla wielu organizmów (np. ssaków) działa dobrze (ale wcale nie doskonale i są rozliczne wyjątki: przyp. tłum.) - to w wielu innych przypadkach definicja ta jest trudna do zastosowania. Intuicyjnie nasuwającym się przykładem są organizmy rozmnażające się głównie bezpłciowo np. bakterie, ale przecież nie tylko. W jaki sposób można zastosować do nich biologiczną koncepcję gatunku? (dla nich stosuje się inne koncepcje np. filogenetyczną, morfologiczną czy inne: przyp. tłum.) Wiele roślin i niektóre zwierzęta (w tym kręgowe: przyp. tłum.) tworzą naturalne hybrydy, nawet jeśli w większości krzyżują się w obrębie swoich odrębnych grup. Czy grupy, które okazjonalnie hybrydyzują na wybranych obszarach, powinny być uważane za ten sam gatunek, czy też osobne gatunki? W rzeczywistości koncepcja gatunku jest mocno rozmyta, ponieważ to ludzie wymyślili tę "szufladkę", aby pomóc sobie w zrozumieniu różnorodności świata przyrody. Trudność ta wydaje się nie do rozwiązania, gdyż termin "gatunek" odzwierciedla nasze próby rozdzielania różnych części drzewa życia, które wcale nie są rozdzielone, a wręcz odwrotnie: są ciągiem od korzeni, aż po liście.

Źródło: Misconceptions about evolutionary theory and processes. Understanding Evolution. University of California Museum of Paleontology.

Poprzednio ukazały się "Błędne wyobrażenia na temat selekcji naturalnej i procesów adaptacyjnych". Zapraszam także do zapoznania się.

Błędne wyobrażenia na temat selekcji naturalnej i procesów adaptacyjnych

WYOBRAŻENIE: Selekcja naturalna [1] polega na na tym, że organizmy próbują się dostosować.

SPROSTOWANIE: Selekcja naturalna prowadzi do adaptacji gatunków w czasie, ale proces ten nie wymaga wysiłku, próby lub chęci. Selekcja naturalna wynika ze zmienności genetycznej populacji oraz z faktu, że niektóre z tych wariacji mogą pozostawić więcej potomstwa w następnym pokoleniu niż inne. Ta zmienność genetyczna jest generowana przez losowe mutacje - proces, na który nie ma wpływu na to, czego chcą organizmy w populacji lub co "próbują" zrobić. Albo jednostka posiada geny, które są wystarczająco dobre, by przetrwać i rozmnażać się, albo nie. Nie może uzyskać właściwych genów poprzez "próbę". Na przykład bakterie nie rozwijają oporności na antybiotyki, ponieważ tak bardzo się starają. Oporność ewoluuje, ponieważ przypadkowa mutacja powoduje powstanie pewnych osobników, które są w stanie lepiej przetrwać antybiotyk, i te osobniki mogą rozmnożyć się więcej niż inne, pozostawiając po sobie więcej bardziej opornych bakterii.




WYOBRAŻENIE: Selekcja naturalna dąży do zaspokojenia potrzeb organizmów, oraz realizuje ich chęci.

SPROSTOWANIE: Selekcja naturalna nie ma żadnych intencji ani zmysłów; nie potrafi wyczuć, czego gatunek lub jednostka "potrzebuje" lub co "woli". Selekcja naturalna działa na genetycznej zmienności populacji, a ta zmienność jest generowana przez losowe mutacje - proces, na który nie ma wpływu to, czego potrzebują organizmy w populacji. Jeśli w populacji występuje zmienność genetyczna, która pozwala niektórym osobnikom korzystniej przetrwać wyzwanie, niż innym (bez względu na charakter tego wyzwania; przyp. tłum.), lub rozmnażać się bardziej niż innym (bez względu na sposób rozmnożenia; przy. tłum.), wówczas osobniki te będą miały więcej potomstwa w następnym pokoleniu, a populacja będzie ewoluować. Jeśli zmienność genetyczna nie występuje w populacji, taka populacja także może przetrwać (ale już nie ewoluować poprzez selekcję naturalną) albo wymrzeć. Niemniej, ewoluując m.in. za pomocą selekcji naturalnej nie realizuje swoich "potrzeb" i zaspokaja swojej "woli".

WYOBRAŻENIE: Ludzie nie mogą negatywnie wpływać na ekosystemy, ponieważ gatunki wyewoluują w to, co potrzebują do przetrwania.

SPROSTOWANIE: Jak opisano w błędnym wyobrażeniu powyżej, selekcja naturalna nie dostarcza automatycznie organizmom cech, których "potrzebują" do przetrwania. Oczywiście, niektóre gatunki mogą posiadać cechy, które pozwalają im rozwijać się w warunkach zmian środowiskowych powodowanych przez ludzi i dlatego mogą wyselekcjonować się w tym kierunku, ale inne nie muszą i w związku z tym mogą wyginąć. Jeśli populacja lub gatunek nie ma przypadkiem odpowiednich wariacji zmienności genetycznej, nie będzie ewoluować w odpowiedzi na zmiany środowiskowe wywołane przez człowieka, niezależnie od tego, czy zmiany te są spowodowane przez zanieczyszczenia, zmiany klimatyczne, ingerencję w środowisko lub inne czynniki. Przykładowo, ponieważ zmiany klimatyczne powodują, że lód na Morzu Arktycznym staje się cieńszy i topi się wcześniej, niedźwiedzie polarne mają większe trudności z uzyskaniem pożywienia. Jeśli populacje niedźwiedzi polarnych nie mają takiej zmienności genetycznej, która pozwoliłaby niektórym osobnikom na skorzystanie z możliwości polowań, które nie są uzależnione od lodu morskiego, to mogą one wyginąć w naturalnym środowisku.

WYOBRAŻENIE: Selekcja naturalna działa dla dobra gatunku (lub w interesie gatunku).

SPROSTOWANIE: Kiedy słyszymy o altruizmie w przyrodzie (np. delfiny zużywające energię na wsparcie chorego osobnika, lub surykatka ostrzegająca innych przed zbliżającym się drapieżnikiem, nawet jeśli to wystawia ją na dodatkowe ryzyko), kuszące jest wyobrażenie, że te zachowania powstały w wyniku selekcji naturalnej, która sprzyja przetrwaniu gatunku. Innymi słowy, że selekcja naturalna promuje takie zachowania, które są dobre dla całego gatunku, nawet jeśli są ryzykowne lub szkodliwe dla jednostek w populacji. Jednak to wrażenie jest błędne. Selekcja naturalna nie ma ani intencji ani długofalowej zapobiegliwości (działa tu i teraz, nic nie przewiduje długofalowo: przyp. tłum.). Po prostu selekcjonuje ona na bieżąco bezwiednie jednostki w populacji, sprzyjając cechom, które pozwalają im przetrwać i rozmnażać się, co daje więcej kopii genów tych jednostek w następnym pokoleniu. Teoretycznie korzystna dla jednostki cecha (np. bycie wydajnym drapieżnikiem) może stać się coraz częstsza i doprowadzić do wyginięcia całej populacji (np. jeśli efektywność drapieżnika faktycznie wymazałaby całą populację ofiar, pozostawiając drapieżniki bez źródła pożywienia).

Więc jakie jest ewolucyjne wyjaśnienie altruizmu, jeśli nie jest to dla dobra gatunku lub po prostu populacji? Istnieje wiele mechanizmów, w których takie zachowania ewoluują. Na przykład, jeśli akty altruistyczne są "spłacane" w innych czasach, tego rodzaju zachowanie może być preferowane przez selekcję naturalną. Podobnie, jeśli zachowanie altruistyczne zwiększa szanse przetrwania i rozmnażania się osobników spokrewnionych (którzy również mogą przenosić altruistyczne geny), zachowanie to może rozprzestrzeniać się w populacji poprzez selekcję naturalną. Jednakże selekcja może działać na różnych poziomach i w pewnych okolicznościach, z rzadka może wystąpić selekcja na poziomie gatunku (jako na jednym z poziomów populacji; przyp. tłum.). Ważne jest jednak, aby pamiętać, że nawet w tym przypadku selekcja nie jest długofalowo zapobiegliwa i nie "zmierza" do jakiegokolwiek rezultatu; jest to po prostu mechanizm faworyzowania replikujących się jednostek (które niekoniecznie muszą być organizmem, mogą być "samolubnymi" genami; przyp. tłum.), które potrafią korzystniej przekazać swoje kopie do następnego pokolenia. Warto też wspomnieć, że gatunek, jest  pewną "szufladką" taksonomiczną, a nie precyzyjnym bytem naturalnym. Więcej na ten temat można przeczytać tutaj.

Mioceńska pszczoła zatopiona w bursztynie: Oligochlora semirugosa fot: Michael S. Engel CC BY 3.0 

WYOBRAŻENIE: Najbardziej dopasowane [2] do przetrwania organizmy w populacji to te, które są najsilniejsze, najzdrowsze, najszybsze i/lub największe.

SPROSTOWANIE: W kategoriach ewolucyjnych, słowo fitness ma zupełnie inne znaczenie niż popularne. Ewolucyjny fitness organizmu nie świadczy o jego zdrowiu, ale o jego zdolności do przeniesienia genów do następnego pokolenia. Im więcej płodnych potomków pozostawi do następnego pokolenia, tym bardziej jest dopasowany.[3] Niekoniecznie wiąże się to z siłą, szybkością, wielkością czy zdrowiem. Na przykład, mizerny samiec z jasnymi piórami ogonowymi może zostawić po sobie więcej potomstwa, niż samiec silniejszy i niezbyt bystry, a rachityczna roślina z dużymi strąkami nasion może zostawić po sobie więcej potomstwa, niż większy okaz - co oznacza, że mizerny ptak i rachityczna roślina mają większe ewolucyjne dopasowanie, niż ich silniejsze, większe odpowiedniki (w aktualnych warunkach środowiskowych: przyp. tłum).

WYOBRAŻENIE: Selekcja naturalna oznacza przetrwanie najbardziej dopasowanych osobników w populacji.

SPROSTOWANIE: Chociaż "przetrwanie najbardziej dopasowanych" (survival of the fittest) [4] jest hasłem przewodnim selekcji naturalnej, to jednak "przetrwanie wystarczająco dopasowanych" [5] jest bardziej właściwym opisem. W większości populacji, organizmy z wieloma różnymi wariacjami genetycznymi trwają, rozmnażają się i pozostawiają potomstwo niosące ich geny w następnym pokoleniu. Nie jest to po prostu jedna lub dwie "najlepsze" jednostki w populacji, które przekazują swoje geny następnemu pokoleniu. Jest to widoczne w otaczających nas populacjach: na przykład, roślina może nie mieć wystarczających genów do rozkwitu w czasie suszy, lub drapieżnik może nie być wystarczająco szybki, aby złapać swoją ofiarę za każdym razem, gdy jest głodny. Osobniki te mogą nie być "najsprawniejszymi" w populacji, ale są one "wystarczająco dopasowane", aby rozmnażać się i przekazywać swoje geny następnym pokoleniom.

WYOBRAŻENIE: Selekcja naturalna produkuje organizmy doskonale dostosowane do środowiska, w którym żyją.

SPROSTOWANIE: Selekcja naturalna nie jest wszechmocna. Istnieje wiele powodów, dla których selekcja naturalna nie może wytworzyć „doskonale zaprojektowanych” cech. Przykładowo żywe istoty składają się z cech wynikających ze skomplikowanego zestawu kompromisów - zmiana jednej funkcji na lepsze może oznaczać zmianę innej na gorsze (np. ptak z „doskonałym” upierzeniem ogona, aby przyciągnąć partnerów, może być szczególnie narażony na ataki drapieżników ze względu na długi ogon). Organizmy powstały dzięki złożonym historycznym procesom ewolucyjnym (a nie procesowi projektowania), ich przyszła ewolucja jest często ograniczona przez cechy, które już wyewoluowały. Na przykład, nawet jeśli byłoby korzystne dla owada, aby rósł w inny sposób niż linienie, zmiana ta po prostu nie byłaby możliwa, ponieważ linienie jest już osadzone w genetycznym składzie owadów na wielu poziomach.




WYOBRAŻENIE: Wszystkie cechy organizmów są adaptacjami.

SPROSTOWANIE: Organizmy żywe mają wiele imponujących adaptacji (niewiarygodny kamuflaż, podstępne sposoby łapania ofiar, kwiaty, które przyciągają właściwe zapylacze itp.). Dlatego łatwo jest wyjść z uproszczonego założenia, że wszystkie cechy organizmów muszą być w jakiś sposób adaptacjami. Przykładowo często, kiedy zauważamy coś u organizmów, niejako automatycznie zastanawiamy się: do czego to służy. Podczas, gdy niektóre cechy są rzeczywiście adaptacyjne, ważne jest, aby pamiętać, że wiele cech w ogóle nie jest adaptacją. Niektóre z nich mogą być przypadkowymi rezultatami historii. Na przykład podstawowa sekwencja GGC dla kodowania aminokwasu glicyny po prostu taka jest dlatego, że tak to się zaczęło - i tak odziedziczyliśmy ją po naszym wspólnym przodku. Nie ma nic szczególnego w związku pomiędzy GGC i glicyną. To tylko historyczny wypadek, który utknął w pamięci kodu. Inne cechy mogą być produktami ubocznymi innej cechy. Na przykład, kolor krwi nie jest adaptacyjny. Nie ma powodu, dla którego posiadanie czerwonej krwi byłoby korzystniejsze niż posiadanie krwi zielonej lub niebieskiej. Czerwień krwi jest produktem ubocznym jej składu chemicznego, co powoduje, że odbija ona czerwone światło. Chemia krwi może być adaptacją, ale kolor krwi już nie.

Źródło: "Misconceptions about natural selection and adaptation". Understanding Evolution. University of California Museum of Paleontology.

Następnie ukazały się: "Błędne wyobrażenia na temat teorii i procesów ewolucyjnych". Zapraszam także do zapoznania się.


[1] Problem ze słowami i zwrotami, poza tym, że mogą mieć inne znaczenie naukowe, fachowe i popularne, jest też taki, że ich użycie może być wynikiem osadzenia w tradycji, np. naukowej piśmienniczej, pomimo, że nie są najtrafniejsze, a nawet są wynikiem błędu. Słowem, które wynika właśnie z tradycji nietrafnego pierwszego tłumaczenia przełomowego dzieła Karola Darwina "O powstawaniu gatunków...", jest termin dobór naturalny z angielskiego natural selection. Najczęściej przecież nikt nikogo w tym mechanizmie nie dobiera czy wybiera i lepiej chyba byłoby tłumaczyć dosłownie jako: selekcja naturalna. Jest to mechanizm generalnie negatywnej selekcji, a nie pozytywnego wyboru. Choć taki proces doboru ma miejsce w szczególnym przypadku selekcji, czyli w niektórych przypadkach selekcji seksualnej (doboru płciowego) lub sztucznej selekcji (doboru hodowlanego). Niekiedy, jak zauważyłem, niejako w innym celu używa się jednego i drugiego tłumaczenia. Czyli swobodnym, ale naukowo klasycznym, jako dobór naturalny próbuje się opisać bardziej ogólny generalny mechanizm, a dosłownym jako selekcja naturalna coś bardziej szczegółowego. W rzeczywistości to jest tłumaczenie jednego i tego samego mechanizmu. Dobór naturalny jest swobodnym tłumaczeniem terminu natural selection w pierwszym polskim tłumaczeniu dzieła Karola Darwina, dokonanym przez Wacława Mayzla "O powstawaniu gatunków drogą naturalnego doboru czyli o utrzymywaniu się doskonalszych ras w walce o byt" (z ang: On the Origin of Species by Means of Natural Selection, or the Preservation of Favoured Races in the Struggle for Life) z 1873 roku (14 lat po pierwszym wydaniu oryginału).

[2] Z angielskiego fitness. Ten termin biologiczny różnie można przetłumaczyć. Słowo fitness jest cokolwiek mylące i niejednoznaczne, bo może ono oznaczać po angielsku, poza siłą, także sprawność fizyczną, dobrą formę, bycie właściwym, a przecież nie o to chodzi. Może ono oznaczać także: przydatność, zdatność, dostosowanie i dopasowanie. Właśnie to ostatnie słowo wydaje mi się, po wielu przeprowadzonych burzach mózgu, aktualnie najlepiej dopasowanym tłumaczeniem.

[3] Choć i to nie jest zawsze jest korzystne, bo znamy strategie rozmnażania, gdzie korzystniej dla przetrwania jest mieć mniej potomków, ale za to otoczonych lepszą opieką lub posiadających inne korzystne cechy.

[4] To hasło również różnie można by tłumaczyć jako np. najbardziej pasujące (w domyśle do środowiska) organizmy przetrwają, kto jest odpowiedni w wytrwaniu ten przetrwa, kto jest odpowiedni w rozmnażaniu ten przetrwa itd. Ale bardziej odpowiednie tłumaczenie to: kto jest wystarczająco odpowiedni w rozmnażaniu ten przetrwa. Z zastrzeżeniem, że "kto" użyte jest jako przenośna, bo to geny są jednak podstawowym graczem w ewolucji

[5] Do takiego tłumaczenia doszedłem po zapoznaniu się z różnymi pomysłami na swobodne opracowanie oraz po burzy mózgów z moim kolegą pszczelarzem i na razie nie trafiłem na lepsze, to znaczy lepiej dopasowane tłumaczenie niż to, a więc na razie musi ono pozostać wystarczające.

Czy dzikie pszczoły "polubią" plastik?

Pszczoły samotnice miesierki, potrafią wykorzystywać do budowy gniazda tylko materiały syntetyczne plastikowe. Być może nie jest to najlepszy materiał dla larw, ale całkiem możliwe, że jest wystarczający do przetrwania.

Pszczoła miesierka, źródło: wikipedia
Naukowcy z Argentyny przebadali gniazda w hotelikach dla dzikich pszczół tzw. samotnic. Jedna z nich (najprawdopodobniej Megachile rotundata - miesierka lucernówka), pierwotnie wykorzystująca liście, potrafi również (a nawet tylko) wykorzystywać syntetyczne plastikowe materiały do zalepiania komórek. Czyli surowce wyprodukowane przez najbardziej powszechnego przedstawiciela naczelnych, podgatunek Homo sapiens sapiens. Podobnie jak liście, są one misternie pocięte i uformowane. Ilość zebranego i przebadanego materiału, jest na tyle znikoma (3 sztuki), że należy to traktować w kategoriach ciekawostki. Niemniej, w jednej larwa dorastała prawidłowo.

Naukowcy spekulują, że być może to nie jest najlepszy (najbardziej optymalny) materiał do budowy gniazda dla pszczoły miesierki, ale też nie najgorszy. Trudno zgadywać jakie skomplikowane ewolucyjne adaptacje tutaj zachodzą. Nie ma co się jednak dziwić, jeśli ewoluująca populacja pszczoły miesierki, nie będzie wykorzystywała najbardziej optymalnych materiałów dla budowy komórek, dla rozwoju i kondycji swoich larw. Bowiem wbrew utartej opinii, selekcja naturalna (jeden z głównych mechanizmów ewolucji) nie polega na przetrwaniu najlepiej dopasowanych, a tylko (albo aż) na przetrwaniu wystarczająco dopasowanych, w aktualnych krótkofalowych możliwych warunkach środowiskowych.


Źródła:
  1. Apidologie, April 2019, Volume 50, Issue 2, pp 230–233,
    Scientific note: first global report of a bee nest built only with plastic
    Mariana L. Allasino, Hugo J. Marrero, Jimena Dorado, Juan Pablo Torretta
    https://link.springer.com/article/10.1007%2Fs13592-019-00635-6
  2. https://evolution.berkeley.edu University of California Museum of Paleontology
Uzupełnienie:
Tutaj ciekawy przykład zasiedlenia niemalże 100% słomek plastikowych przez murarkę ogrodową (Osmia bicornis).

Krótka historia pasieki. Część 2

Ten tekst będzie dotyczył podsumowania sezonu 2017, 2018 i początku 2019. Aby mieć cały obraz proponuję zapoznać się z pierwszą częścią historii pasieki tutaj. Nie jest to jednak koniecznie.

Robotnica cała w pyłku wiosennym
Jak wynikało z poprzedniej części podsumowania, po kolejnym (drugim) załamaniu pasieki na przedwiośniu 2017 roku, postanowiłem wziąć się solidnie do pracy nad sprowadzeniem lepszego materiału do selekcji. Lepszego to znaczy takiego, który zapewni małej pasiece samowystarczalność, nawet w przypadku wąskiego gardła selekcji i pozwoli ją utrzymać, co najwyżej z lekką pomocą. Innymi słowy pozwoli uniknąć upadku pasieki, gdzie zostaną 1-2 rodziny będące prawdopodobnie dziełem przypadku lub czynników innych niż systemowa selekcja. Ewentualnie zostaną słabiaki czy zdechlaki, z którymi nic nie da się zrobić, co też jest niepomyślne.

W sezonie 2017 sprowadziłem do pasieki różne geny. Z jednej strony, różne matki z hodowli zachowawczych podgatunku rodzimej pszczoły AMM. Z drugiej, obiecujący materiał w postaci 3 ramek z różnych uli w tym AMM od kolegi, który już z pewnymi sukcesami prowadzi w Polsce pasiekę bez leczenia. Z trzeciej, z mojego ula Warre stacjonującego w lesie z minimalizacją ingerencji, który jako jedyny przeżył zimę 2017/2018 wyhodowałem kilka matek dla rozmnożenia genów. Rodzinę tę nazywałem Surwiwalówką. Dzięki uprzejmości kolegi została zbadana morfometrycznie. Wyszło, że w większości też należy do typu AMM. Wybiegając nieco w czasie, niedawno inny kolega przesłał mi wyniki badania genetycznego z różnych moich zimowych osypów z 2018 roku, z którego wynika, że miałem na pasiece głównie dwie haplogrupy mitochondrialnego DNA (czyli dziedziczonego tylko po samicy) należące do AMM oraz jedną rodzinę należącą do AMC (do której należą pszczoły podgatunków m.in. ligustica lub carnica).

Z dwóch zakupionych pakietów, jednego zsypańca oraz trzech ramek z jajeczkami i pszczołami, które przywiozłem od kolegi, zazimowałem w 2017 roku 12 rodzin pszczelich. Kolejno geny po matce wchodzące w skład tych rodzin to: trzy rodziny z materiału od kolegi z pasieki (który od kilku lat selekcjonuje pszczoły bez zwalczania dręcza pszczelego), dwie rodziny Kampinoskiej AMM od p. Dawida Lutza (który jak twierdzi, nie używa od lat żadnych środków parazytobójczych, a posiłkuje się tylko corocznym „zrzutem na węzę”), jedna rodzina Augustowska AMM, jedna rodzina Asta AMM, jedna rodzina Dobra AMC oraz wreszcie trzy córki Surwiwalówki.

O dziwo zimowlę 2017/2018 przeżyło 100% rodzin. Rodziny poza Surwiwalówką (stacjonującą samotnie w lesie) rozwijały się szybko i ładnie. Z gniazda biło gorąco od rozwijającego się szybko czerwiu. Taki widok i dźwięk to sama radość dla pszczelarza. W sezonie 2018 z mniejszej części rodzin pobrałem trochę miodu (powiedzmy, że to były rodziny produkcyjne, ale to zbyt poważnie brzmi ;) ). Z większej części rodzin zrobiłem odkłady na selekcję. Jedną rodzinę traktowałem jako pomocniczą do odkładów (jeżeli gdzieś brakowało mi czerwiu, to jej zabierałem). Dodatkowo zasiedliłem w pewnym momencie nawet 5 własnoręcznie zrobionych ulików weselnych na ramki nadstawkowe WZ. Rozmnożyłem więc wszystkie geny z pasieki, bo albo rodziny dzieliłem na odkłady, albo pobierałem z nich materiał do hodowli matek. Poza tym swoboda zabudowy trutowej umożliwiała wszystkim rodzinom przekazanie swoich genów przez stronę ojcowską. Udana wiosna pod kątem nektarowym i ciepła pogoda sprawiła, że miałem nawet nadwyżkę odkładów i matek unasiennionych, których nie mogłem zagospodarować w ulach. Miałem dwie swoje rójki. Jedną złapałem, a druga uciekła.

Problemy zaczęły się w drugiej połowie lata. Stare, zeszłoroczne rodziny zaczęły słabnąć. Zauważyłem trutnie porażone warrozą i wirusem zdeformowanych skrzydeł (DWV). Główny impet produkcji trutni zwykle przypada właśnie na drugą część wiosny. Latem produkcja trutni przez rodzinę maleje. Rekonstruując możliwy scenariusz z przeszłości, aktualnie jestem zdania, że warroza z trutni, których produkcja spadała, zaczęła masowo przechodzić na robotnice. Finalnie do drugiej połowy września z dwunastu zeszłorocznych rodzin zostały mi dwie, plus jedna Surwiwalówka w lesie. Pocieszałem się, że narobiłem jednak sporo odkładów, które wciąż żyły. Część rodzin postanowiłem przeleczyć, aby zdywersyfikować ryzyko upadku pasieki. Czas pokazał, że nawet dla odkładów było już za późno. To znaczy porażenie osiągnęło wysoki poziom i do zimy poszła młoda pszczoła osłabiona pasożytami i wirusami. Moim zdaniem śmiercionośna presja dręcza pszczelego i wirusów istniała nadal w tych leczonych odkładach. Ostatecznie zazimowałem 15 pni. 6 interwencyjnie przeleczonych, w tym 2 stare rodziny i 4 odkłady oraz 9 nieleczonych w tym 8 odkładów i 1 stara Surwiwalówka (która wchodziła w 3 zimę prowadzona na sposób minimalistyczny tzw. hands-off).

Żłobek pszczeli z odkładami wiosną.
Do przedwiośnia 2019, czyli pierwszych tzw. wiosennych oblotów pod koniec lutego, dotrwały 4 żywe rodziny. Jedna rozwijająca się normalnie. Druga to tak zwany słabiak, któremu dawałem niewielkie szanse. Pozostałe dwa to zdechlaki, którym nie dawałem szans do „przebicia” się do maja. Jeden z nich pochodził z odkładów nieleczonych. Według mnie najmniej przyjazny okres dla słabiaków, to nawracające zimne noce i dni wczesną wiosną, do czasu wychowania pierwszych młodych zbieraczek. Wtedy słaba rodzina z osłabionymi starymi robotnicami może się jeszcze skurczyć. A to może się skończyć dla niej najgorzej. Ciekawostką jest fakt, że wszystkie rodziny jakie mi przeżyły zaczęły czerwić w dzień pierwszego oblotu. Przejrzałem je wtedy i widziałem tylko jednodniowe jajka. Ścieśniłem im gniazda maksymalnie. Dobrze dociepliłem. Ramki z pokarmem dałem za zatwory i każdej dałem ciasto białkowo-tłuszczowe z witaminami. Pomimo że zdechlaki zajmowały 1-2 uliczki i kłęby maksymalnie wielkości pięści dożyły do maja. Normalnie rozwijającą się rodziną jest rodzina z matką Astą z 2017 roku. Na początku maja zaczęła wychowywać trutnie i podejrzewam, że około połowy maja będę mógł z niej wykonać pierwsze małe odkłady. W innej rodzinie, która przeżyła, a była przeleczonym składakiem z rodzin weselnych z odratowaną matką z rodziny w stanie agonalnym, zimowały dwie matki. Połączone robotnice bowiem wychowały sobie we wrześniu matkę z cichej wymiany. Dwie matki żyły obok siebie do kwietnia 2019 roku, czyli pół roku. W tej rodzinie pojawił się czerw garbaty. Podejrzewam, że albo nowa matka jest trutówką, albo stara już strutowiała. Jako, że zabiły starą, którą odnalazłem martwą (wiem to dzięki opalitkowi) to mam nadzieję, że to ona strutowiała pod koniec jej życia. Podsumowując wszystkie 4 rodziny, które w różnym stanie przetrwały do pierwszego oblotu 2019 roku, przeżyły do maja.

Górny korpus po martwej surwiwalówce.
Widać jak niewielki był kłąb zimowy.
Dookoła pełno pokarmu.
Niestety najdłużej żyjąca u mnie samotnie w lesie rodzina, czyli Surwiwalówka, nie przeżyła swojej trzeciej zimowli. Pośmiertne oględziny wskazują, że padła na jesieni wraz nadejściem chłodnych dni z powodu wychłodzenia zbyt małego kłębu. Przyczyną tego były, według mnie, odroczone w porównaniu do reszty (z powodu samotnego bytowania w lesie) następstwa porażenia warrozą i chorobami nią wywołanymi. Czyli wypszczeliła się tuż przed zimowlą. Nie dała prawdopodobnie żadnej rójki w ciągu swojego życia na tym pasieczysku. Wszystkie jej 3 hodowane córki także nie żyją. Fakt, u kolegi przetrwały jakieś jej wnuczki i prawnuczki, ale nie przywiązuję się do nich specjalnie, jako do bardziej wartościowych genów pod kątem selekcji na odporność, czy tolerancję na pasożyta.

Dlaczego jedna rodzina z Astą przeżyła i normalnie się rozwija? Szukając najprostszych rozwiązań z bardziej prawdopodobnych hipotez, nie znajduję w tym skutków darwinowskich mechanizmów selekcji naturalnej. Przyczynę upatruję w tym, że rodzina ta służyła w sezonie 2018 jako dawca czerwiu i pszczół do odkładów. Na 12 ramkowy ul WZ, dała 12 ramek pełnych czerwiu i 24 ramki strząśniętych pszczół oraz samozakarmiła się na zimę. Miała więc prawdopodobnie, mniejsze niż reszta, porażenie dręczem pod koniec sezonu.

Dane z historii pasieki:
  • 2014/2015: przetrwało/ zazimowane: 0/7 100% zagłady
  • 2015/2016: 3/5 40% śmiertelność
  • 2016/2017: 1/12 92% śmiertelność, 100% na głównym, padły stare rodziny
  • 2017/2018: 12/12 0% śmiertelność, wszystkie przeżyły
  • 2018: 15/20 25% śmiertelności w sezonie ogólnie, 71% śmiertelności starych rodzin
  • 2018/2019: 4/15 73% śmiertelności, 1 rodzina w stanie dobrym

Przychodzi taki moment, że zdrowy rozsądek podpowiada o potrzebie odpuszczenia tego, co się nie udaje. Taki czas właśnie u mnie nadszedł. Jak to mówią, do trzech razy sztuka. Ogłaszam porażkę prób z pszczelarstwem bez leczenia i na razie kończę eksperymenty związane z całkowitym odstawieniem leczenia. Przynajmniej do czasu, kiedy solidnie powiększę i ustabilizuję moją pasiekę. Szacuję w tej chwili, że poniżej 50 uli gotowych do eksperymentu i drugiej podobnej liczbie pni gotowych w odwodzie prowadzonych inaczej, a wszystko przy pełnym opanowaniu przydatnych w selekcji metod prowadzenia gospodarki pasiecznej i hodowli pszczół, w tym matek, nie ma to większego sensu w mojej okolicy. Nadal będę jednak rozmnażał to co mi przeżyło. Nie uważam, że zastosowanie leczenia likwiduje przydatność tych linii matrylinearnych do dalszej selekcji. Celowo nie piszę genetyki, gdyż nie kontroluję ojcowskiej części mieszania genów. Nie sądzę też, że zastosowanie leczenia marnotrawi wcześniejsze wysiłki związane z selekcją i ulokalnieniem pszczoły. Zresztą lokalność pszczoły to temat znacznie szerszy. Być może dla kogoś ten tekst będzie przestrogą lub inspiracją.