![]() |
Robotnica cała w pyłku wiosennym |
W sezonie 2017 sprowadziłem do pasieki różne geny. Z jednej strony, różne matki z hodowli zachowawczych podgatunku rodzimej pszczoły AMM. Z drugiej, obiecujący materiał w postaci 3 ramek z różnych uli w tym AMM od kolegi, który już z pewnymi sukcesami prowadzi w Polsce pasiekę bez leczenia. Z trzeciej, z mojego ula Warre stacjonującego w lesie z minimalizacją ingerencji, który jako jedyny przeżył zimę 2017/2018 wyhodowałem kilka matek dla rozmnożenia genów. Rodzinę tę nazywałem Surwiwalówką. Dzięki uprzejmości kolegi została zbadana morfometrycznie. Wyszło, że w większości też należy do typu AMM. Wybiegając nieco w czasie, niedawno inny kolega przesłał mi wyniki badania genetycznego z różnych moich zimowych osypów z 2018 roku, z którego wynika, że miałem na pasiece głównie dwie haplogrupy mitochondrialnego DNA (czyli dziedziczonego tylko po samicy) należące do AMM oraz jedną rodzinę należącą do AMC (do której należą pszczoły podgatunków m.in. ligustica lub carnica).
Z dwóch zakupionych pakietów, jednego zsypańca oraz trzech ramek z jajeczkami i pszczołami, które przywiozłem od kolegi, zazimowałem w 2017 roku 12 rodzin pszczelich. Kolejno geny po matce wchodzące w skład tych rodzin to: trzy rodziny z materiału od kolegi z pasieki (który od kilku lat selekcjonuje pszczoły bez zwalczania dręcza pszczelego), dwie rodziny Kampinoskiej AMM od p. Dawida Lutza (który jak twierdzi, nie używa od lat żadnych środków parazytobójczych, a posiłkuje się tylko corocznym „zrzutem na węzę”), jedna rodzina Augustowska AMM, jedna rodzina Asta AMM, jedna rodzina Dobra AMC oraz wreszcie trzy córki Surwiwalówki.
Problemy zaczęły się w drugiej połowie lata. Stare, zeszłoroczne rodziny zaczęły słabnąć. Zauważyłem trutnie porażone warrozą i wirusem zdeformowanych skrzydeł (DWV). Główny impet produkcji trutni zwykle przypada właśnie na drugą część wiosny. Latem produkcja trutni przez rodzinę maleje. Rekonstruując możliwy scenariusz z przeszłości, aktualnie jestem zdania, że warroza z trutni, których produkcja spadała, zaczęła masowo przechodzić na robotnice. Finalnie do drugiej połowy września z dwunastu zeszłorocznych rodzin zostały mi dwie, plus jedna Surwiwalówka w lesie. Pocieszałem się, że narobiłem jednak sporo odkładów, które wciąż żyły. Część rodzin postanowiłem przeleczyć, aby zdywersyfikować ryzyko upadku pasieki. Czas pokazał, że nawet dla odkładów było już za późno. To znaczy porażenie osiągnęło wysoki poziom i do zimy poszła młoda pszczoła osłabiona pasożytami i wirusami. Moim zdaniem śmiercionośna presja dręcza pszczelego i wirusów istniała nadal w tych leczonych odkładach. Ostatecznie zazimowałem 15 pni. 6 interwencyjnie przeleczonych, w tym 2 stare rodziny i 4 odkłady oraz 9 nieleczonych w tym 8 odkładów i 1 stara Surwiwalówka (która wchodziła w 3 zimę prowadzona na sposób minimalistyczny tzw. hands-off).
Żłobek pszczeli z odkładami wiosną. |
![]() |
Górny korpus po martwej surwiwalówce.
Widać jak niewielki był kłąb zimowy.
Dookoła pełno pokarmu.
|
Dlaczego jedna rodzina z Astą przeżyła i normalnie się rozwija? Szukając najprostszych rozwiązań z bardziej prawdopodobnych hipotez, nie znajduję w tym skutków darwinowskich mechanizmów selekcji naturalnej. Przyczynę upatruję w tym, że rodzina ta służyła w sezonie 2018 jako dawca czerwiu i pszczół do odkładów. Na 12 ramkowy ul WZ, dała 12 ramek pełnych czerwiu i 24 ramki strząśniętych pszczół oraz samozakarmiła się na zimę. Miała więc prawdopodobnie, mniejsze niż reszta, porażenie dręczem pod koniec sezonu.
Dane z historii pasieki:
- 2014/2015: przetrwało/ zazimowane: 0/7 100% zagłady
- 2015/2016: 3/5 40% śmiertelność
- 2016/2017: 1/12 92% śmiertelność, 100% na głównym, padły stare rodziny
- 2017/2018: 12/12 0% śmiertelność, wszystkie przeżyły
- 2018: 15/20 25% śmiertelności w sezonie ogólnie, 71% śmiertelności starych rodzin
- 2018/2019: 4/15 73% śmiertelności, 1 rodzina w stanie dobrym
Przychodzi taki moment, że zdrowy rozsądek podpowiada o potrzebie odpuszczenia tego, co się nie udaje. Taki czas właśnie u mnie nadszedł. Jak to mówią, do trzech razy sztuka. Ogłaszam porażkę prób z pszczelarstwem bez leczenia i na razie kończę eksperymenty związane z całkowitym odstawieniem leczenia. Przynajmniej do czasu, kiedy solidnie powiększę i ustabilizuję moją pasiekę. Szacuję w tej chwili, że poniżej 50 uli gotowych do eksperymentu i drugiej podobnej liczbie pni gotowych w odwodzie prowadzonych inaczej, a wszystko przy pełnym opanowaniu przydatnych w selekcji metod prowadzenia gospodarki pasiecznej i hodowli pszczół, w tym matek, nie ma to większego sensu w mojej okolicy. Nadal będę jednak rozmnażał to co mi przeżyło. Nie uważam, że zastosowanie leczenia likwiduje przydatność tych linii matrylinearnych do dalszej selekcji. Celowo nie piszę genetyki, gdyż nie kontroluję ojcowskiej części mieszania genów. Nie sądzę też, że zastosowanie leczenia marnotrawi wcześniejsze wysiłki związane z selekcją i ulokalnieniem pszczoły. Zresztą lokalność pszczoły to temat znacznie szerszy. Być może dla kogoś ten tekst będzie przestrogą lub inspiracją.