W większości organizmów eukariotycznych, do których należą rośliny i
zwierzęta, znajdziemy organelle komórkowe, zwane mitochondriami, zaangażowane
w proces oddychania tlenowego. Są to ewolucyjne pozostałości po starożytnych
bakteriach, które weszły w symbiozę z przodkami eukariontów. Z tego powodu
mitochondria mają swój własny genom, który, niezależnie od jądrowego, jest
przekazywany z pokolenia na pokolenie. Z uwagi na to, że jest on dziedziczony
tylko matrylinearnie (po linii matki) nie dochodzi do rekombinacji genów po
obojgu rodzicach. Z powodu własnej specyficzności ewolucyjnej chętnie służy
biologom jako narzędzie badawcze do śledzenia historii ewolucyjnej organizmów
– np. ustalenia wieku jakieś linii ewolucyjnej, a nawet miejsca pochodzenia
jej prekursora. Szeroko spopularyzowanym przykładem są próby ustalenia genezy
tzw. mitochondrialnej Ewy, tj. kobiety, od której, według jednej z hipotez
genetyki, pochodzą współcześni ludzie (nie mylić z pramatką).
grafika: Radio Warroza
Mitochondrialne DNA (mtDNA) jest wykorzystywane również do badania pochodzenia
pszczół miodnych. W obrębie puli genetycznej tego gatunku można wyodrębnić
podgatunki, nacechowane określonymi różnicami w sekwencjach genomu
mitochondrialnego. Typ M należy do – rodzimej dla większości terenów
współczesnej Polski – Apis mellifera mellifera (zwanej pszczołą
środkowoeuropejską); typ C to carnica (zwana krainką) i ligustica (zwana
włoszką). Linie pszczół Afryki należą z kolei do typu A, który jest
odizolowany we wschodniej Europie przez jeszcze inną, bliskowschodnią, linię
pszczół O.
Rozmieszczenie pszczół z mtDNA z linii C, A i M na badanym obszarze
(a-c) oraz wykresy wskaźników statystyczne (d–f) przedstawiające
zależności między występowaniem typów mtDNA a szerokością geograficzną.
Ogólna lokalizacja badanego obszaru w Europie (g).
Naukowcy z Bydgoszczy, Krakowa i Debreczyna (Węgry) postanowili zbadać
występowanie typów genów mitochondrialnych na przykładzie ponad 400,
odpowiednio spreparowanych próbek pszczół, odłowionych w latach 2017–2018 w
Polsce, Rumunii i na Węgrzech.
Najbardziej popularny z pośród kilku typów występujących w Europie – co nie
jest zaskoczeniem – okazał się typ C (88 proc.); następnie typ M (10 proc.),
który był rzadszy na południu niż północy, ponieważ jego pierwotny, naturalny
zasięg od strony południa sięgał tylko do linii Karpat. „Ranking” ten jest
odzwierciedleniem aktualnych trendów w pszczelarstwie (w tym rejonie Europy?
najbardziej popularne są pszczoły kraińskie i włoskie). Przy okazji odkryto
także, że prawie 2 proc. genów mitochondrialnych pochodzi od pszczół
afrykańskich (w wersjach typowych dla Afryki Subsaharyjskiej, a nie wybrzeży
Morza Śródziemnego). Obecność na terenie Polski pszczół z mitochondrialnymi
genami afrykańskimi to raczej konsekwencja handlu pszczołami przez hodowców
matek niż naturalnej migracji wskutek ocieplającego się klimatu. Jest też
możliwe, że materiał genetyczny o rodowodzie afrykańskim pojawił się w Polsce
za pośrednictwem zafrykanizowanych pszczół miodnych występujących w Ameryce,
pierwotnie pochodzących z Afryki. Afrykańskie mtDNA może mieć także, coraz
bardziej popularna, pszczoła Buckfast, która, mimo że zwykle zaliczana do typu
C, ma także „afrykańską krew” Apis mellifera saharensis i monticola. Jest to
pszczoła bardzo zmieszańcowana; w zasadzie hodowcy matek pszczelich mogą
nazywać ‘Buckfastem’ hybrydę dowolnego pochodzenia, gdyż dla tych pszczół nie
ma hodowlanego wzorca.
Import afrykańskich podgatunków pszczół może budzić uzasadnione obawy.
Niepokojąca jest postępująca utrata pierwotnej genetycznej różnorodności
izolowanych podgatunków pszczoły miodnej na skutek importu pszczół obcych
genetycznie oraz handlu matkami pszczelimi. Problemem jest także ograniczająca
tę różnorodność selekcja hodowlana. Wprawdzie na skutek krzyżowania wysoce
zróżnicowanych linii obserwujemy ogólny wzrost różnorodności w populacji, to
jednak tracimy pierwotną odmienność naturalnych podgatunków, których na
świecie wyróżniono aż 30.
grafika: MidJourney & Beebendum
Dodatkowym zagrożeniem jest potencjalny wpływ afrykańskich pszczół na
gospodarkę pasieczną. Podgatunki te mogą okazać się inwazyjne, co w niektórych
przypadkach (ze względu na skłonność do produkowania matek z niezapłodnionych
jaj i pasożytnictwa społecznego) może skutkować stratami w pszczelarstwie.
Transport tych pszczół, w tym matek jest obciążony ryzykiem kontaktu z
nieznanymi do tej pory chorobami i pasożytami. Zatem, mimo ewentualnych
korzyści, takich jak np. potencjalna tolerancja na pasożyta dręcz pszczeli (Varroa destructor), która
jednak nie musi utrzymać się w innych warunkach środowiskowych, można
powiedzieć, że afrykańskie pszczoły nie są przystosowane do europejskiego klimatu.
Nie bez znaczenia jest także zagrożenie dla zdrowia publicznego. Afrykańskie
pszczoły bywają bardziej obronne i agresywne w porównaniu z podgatunkami
europejskimi. W tej sytuacji jest oczywiste, że obecność afrykańskich typów
pszczół w Środkowo-Wschodniej Europie wymaga kontynuowania badań.
Potrzebna jest także kontrola nad handlem tymi pszczołami.
Źródło: A. Oleksa i in., Mitochondrial DNA Suggests the Introduction of Honeybees of African Ancestry to East-Central Europe, „Insects”, 2021; 12(5) 410. https://doi.org/10.3390/insects12050410
Więcej skrótów badań naukowych po polsku znajdziesz
tutaj.
Artykuł został pierwotnie opublikowany w numerze miesięcznika
Pszczelarstwo
w rubryce "Nowe Odkrycia". Dziękuję redakcji Pszczelarstwa za poprawki
redakcyjne.
Przygotowywanie skrótów angielskojęzycznych publikacji naukowych na język
polski wymaga poświęcenia sporo czasu oraz zaangażowania merytorycznego.
Suplementacja ekstraktem z konopi wzmacnia pszczoły.
MidJourney
Potrzeba poszukiwania nowych metod poprawy zdrowia owadów zapylających
skłoniła naukowców z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie do przeprowadzenia
badań laboratoryjnych dotyczących wpływu ekstraktu z konopi na pszczoły.
Jednodniowe robotnice pszczoły miodnej podgatunku krainki, umieszczono w
klateczkach, które podzielono na trzy grupy. Pierwszą z nich karmiono syropem
cukrowym (1:1) z dodatkiem niewielkiej ilości ekstraktu z konopi. Pszczołom w
grupie drugiej podawano syrop oraz paski z bawełny nasączone ekstraktem z
konopi. Grupą kontrolną były pszczoły karmione syropem cukrowym (1:1). Po
dwóch i siedmiu dniach od rozpoczęcia testu, pobrano od pszczół hemolimfę, w
której określono stężenie białek, aktywność proteaz (enzymów rozkładających
białka, w tym białka patogenów) i ich inhibitorów, oraz stężenia mocznika,
glukozy i kilku innych substancji (biomarkerów).
MidJourney
Co się okazało? Podobnie jak w przypadku innych owadów, potwierdzono
pozytywny wpływ ekstraktu z konopi na układ odpornościowy pszczoły miodnej. Przy
czym efekt działania substancji aktywnych z konopi był większy w przypadku
ekstraktu zmieszanego z syropem od tego podawanego w paskach. Zdaniem naukowców
bezpieczna suplementacja (w odpowiednich dawkach) mogłaby pomóc w stymulacji
odporności pszczół w ich walce z najbardziej powszechnymi patogenami.
Źródło: P. Skowronek i in., Cannabis Extract Has a
Positive – Immunostimulating Effect through Proteolytic System and Metabolic
Compounds of Honey Bee (Apis mellifera) Workers, „Animals 2021”, 11/2190,
https://doi.org/10.3390/ani1108219
Więcej skrótów badań naukowych po polsku znajdziesz
tutaj.
Artykuł został pierwotnie opublikowany w numerze miesięcznika
Pszczelarstwo
w rubryce "Nowe Odkrycia". Dziękuję redakcji Pszczelarstwa za poprawki
redakcyjne.
Przygotowywanie skrótów angielskojęzycznych publikacji naukowych na język
polski wymaga poświęcenia sporo czasu oraz zaangażowania merytorycznego.
mleczko pszczele jako nośnik w translokacji cząstek bakteryjnych patogenów
między współmieszkańcami.
Odporność społeczna to zestaw cech behawioralnych i fizjologicznych, które
pozwalają członkom kolonii chronić się nawzajem przed patogenami. Samice
należące do kasty reprodukcyjnej potrafią przenosić cząstki patogenów, z
którymi miały kontakt, do swoich jaj, gdzie są rozpoznawane przez układ
odpornościowy zarodka, dzięki czemu u nowego potomstwa wzrasta odporność na te
patogeny.
W ostatnich latach szczególną uwagę naukowców przykuwa międzypokoleniowe
kształtowanie odporności (TGIP), które do tej pory stwierdzono tylko u
kręgowców. Okazuje się, że jednak, że tę zdolność mogą mieć także owady
socjalne, w tym pszczoły miodne. TGIP polega na wzmacnianiu odporności
rozwijającego się, młodego pokolenia, przez kontakt z cząstkami patogenów lub
odpowiednimi białkami odpornościowymi przekazanymi przez starsze pokolenie.
Według naukowców uprawniona jest hipoteza, że pszczoły miodne mogą przekazywać
nowemu pokoleniu cząstki patogenów w mleczku pszczelim.
Niewykluczone jest również i to, że w mleczku, wytworzonym przez robotnice,
które miały kontakt z patogenem, znajdzie się więcej białek, odpowiadających
za budowanie odporności młodego pokolenia.
W ramach weryfikacji hipotezy wydzielono dwie grupy pszczół w małych
bezmatecznych rodzinach (aby zwiększyć produkcję mleczka). Grupa kontrolna
dostawała syrop cukrowy neutralny, natomiast grupie testowej podawano syrop z
dodatkiem unieszkodliwionych temperaturą bakterii, wywołujących zgnilca
amerykańskiego, zmodyfikowanych tak, aby były widoczne w mikroskopii
fluorescencyjnej. Po przebadaniu mleczka obu grup pszczół stwierdzono, że płyn
pozyskany od grupy testowej zawiera więcej fluorescencyjnych cząstek, co daje
podstawy, by twierdzić, że jest w nim więcej patogenów. Zdaniem naukowców może
to sugerować, że robotnice mogą wspomagać matkę pszczelą w budowaniu
odporności nowego pokolenia przez kontakt larw z patogenem. Naukowcy zwracają
uwagę, że matka pszczela – w przeciwieństwie do pszczół samotnych – rzadko
kontaktuje się bezpośrednio ze środowiskiem zewnętrznym, co znacznie ogranicza
ryzyko kontaktu z patogenami.
W obu grupach pszczół analizie poddano także białko występujące w mleczku
pszczelim, kojarzone z odpornością pszczoły miodnej. Wyniki obu grup pszczół
były podobne, z wyjątkiem jednego parametru – AMP defensyny-1, której więcej
odkryto w mleczku produkowanym przez robotnice karmione syropem z
unieszkodliwioną bakterią zgnilca.
Badacze twierdzą, że większa zawartość tego białka w mleczku pszczelim mogłaby
pomagać w nabywaniu odporności na zgnilca amerykańskiego, ale na razie nie ma
na to jednoznacznych dowodów.
To również przykład na to, jak wiele tajemnic skrywa jeszcze przed nami
społeczny system nabywania odporności przez rodzinę pszczelą. Posłuchaj także odcinka podkastu Radio Warroza: "Odporność a fizjologia pszczół".
Źródło: G. Harwood i in., Social immunity in honey bees: royal jelly as a vehicle in transferring bacterial pathogen fragments between nestmates. „Journal of Experimental Biology”, 2021, 224 (7); doi: 10.1242/jeb.231076
Więcej skrótów badań naukowych po polsku znajdziesz
tutaj.
Artykuł został pierwotnie opublikowany w numerze miesięcznika
Pszczelarstwo
w rubryce "Nowe Odkrycia". Dziękuję redakcji Pszczelarstwa za poprawki
redakcyjne.
Przygotowywanie skrótów angielskojęzycznych publikacji naukowych
na język polski wymaga poświęcenia sporo czasu oraz zaangażowania
merytorycznego.
To może mieć wpływ na funkcjonowanie sieci ekologicznych połączeń między
roślinami a ich zapylaczami w dzikich ekosystemach.
Z dotychczasowych badań wynika, że pszczelarstwo powoduje zmniejszenie
różnorodności tzw. dzikich zapylaczy oraz zaburza system wzajemnych korzyści w
relacji roślina – zapylacz, prowadząc do osłabienia interakcji między
gatunkami w ekosystemie. Naukowcy uważają, że istnieje ryzyko obniżenia
reprodukcji tych gatunków roślin, które mając swoich innych wyspecjalizowanych zapylaczy, są licznie odwiedzane również przez
pszczoły miodne, które jako „liderki” w zapylaniu mają zdolność
monopolizowania „usług” w ekosystemie.
Wykres sieci zapylania w Parku Narodowym na wyspie w roku 2007 bez
obecności uli i w latach 2008–2009 z ulami.
Podczas kilkuletnich badań (przeprowadzonych na jednej z wysp oceanicznych
Teneryfy) obserwowano pięć modelowych roślin, odwiedzanych zarówno przez
pszczołę miodną, jak i inne zapylacze. Okazało się, że dzikie rośliny były
słabiej zapylane w obecności, przywiezionych przez pszczelarzy, rodzin
pszczoły miodnej, niż gdy pszczół nie było. Za kryterium oceny przyjęto liczbę
uzyskanych nasion i ich masę (przebadano tysiące owoców, dziesiątki tysięcy
nasion). Badacze przypominają, że wnioski z eksperymentu są ograniczone i dotyczą tylko jednego badanego ekosystemu,
gdzie pszczoła miodna została introdukowana.
Naukowcy doszli do wniosku, że działalność pszczelarska prowadząca do
koncentracji dużej liczby rodzin pszczoły miodnej na obszarach dzikich może
mieć trwały, negatywny wpływ na różnorodność biologiczną, większy niż
zakładano wcześniej.
Źródło: A. Valido, M. C. Rodríguez-Rodríguez, P. Jordano, Honeybees disrupt
the structure and functionality of plant-pollinator networks, „Scientific
Reports” 9/ 2019 (4711); doi.org/10.1038/s41598-019-41271-5
Więcej skrótów badań naukowych po polsku znajdziesz
tutaj.
Artykuł został pierwotnie opublikowany w numerze miesięcznika
Pszczelarstwo
w rubryce "Nowe Odkrycia". Dziękuję redakcji Pszczelarstwa za poprawki
redakcyjne.
Przygotowywanie skrótów angielskojęzycznych publikacji naukowych
na język polski wymaga poświęcenia sporo czasu oraz zaangażowania
merytorycznego.
Zakończył się kilkuletni program Komisji Europejskiej: „Modyfikacja programów
hodowlanych i metod selekcji pszczół odpornych na dręcza pszczelego (Varroa destructor) - EurBeST”. Wyniki badań poświęconych weryfikacji danych na temat populacji
pszczół odpornych oraz ich ewidencji zaprezentowano w dniach 12–21 kwietnia 2021 r.
podczas kilkudniowej konferencji zorganizowanej przez KE.
Artykuł ten ukazał się w sierpniowym numerze Pszczelarstwa 2021 r. Dziękuję również redakcji Pszczelarstwa za poprawki redakcyjne.
Na temat Eurbest rozmawialiśmy też swojego czasu w podkaście Pszczele Wieści.
źródło: materiały z konferencji
Z powodu obostrzeń sanitarnych spotkanie odbywało się on-line. W zespole EurBeST
znaleźli się eksperci do spraw pszczół (naukowcy, pszczelarze komercyjni,
przedstawiciele stowarzyszeń hodowców) z 11 krajów europejskich: Chorwacji,
Francji, Grecji, Hiszpanii, Irlandii, Malty, Niemiec, Polski, Cypru, Austrii i
Włoch. Badania uwzględniały jednak statystyki ze wszystkich 28 krajów Unii
Europejskiej. Regionalne testy pszczół przeprowadzono w Polsce, Francji,
Włoszech, Grecji i Niemiec z pewnym wsparciem z Austrii i Chorwacji. W badaniach
uwzględniono europejskie podgatunki pszczół: Apis mellifera carnica, A. m.
cecropia, A. m. iberiensis, A. m. ligustica, A. m. macedonica, a także
rozpowszechnioną syntetyczną linię Buckfast. Wprawdzie w materiałach
informacyjnych wymieniony został także podgatunek A. m. mellifera, rodzimy dla
większości terenów północnej i wschodniej Europy, w tym Polski, to jednak
okazało się, że nasza pszczoła miodna nie była przedmiotem badań. Polskę
reprezentowali dr hab. Małgorzata Bieńkowska (Instytut Ogrodnictwa, Zakład
Pszczelnictwa w Puławach) oraz prof. Jerzy Wilde (Uniwersytet Warmińsko-Mazurski
w Olsztynie). Podczas konferencji omówiono m.in. status hodowli i chowu pszczół
miodnych na rynku w UE; stan wiedzy na temat odporności pszczół na warrozę oraz
oczekiwania pszczelarzy w stosunku do takich pszczół i matek pszczelich;
skuteczność metod selekcji w kierunku odporności na warrozę oraz koszty
„wyprodukowania” odpornych pszczół. Omówiono także problemy pszczelarstwa
komercyjnego: produkcji matek pszczelich i unasieniania; programów hodowlanych;
potencjału wdrożeniowego i strategii gospodarczej.
CELE PROGRAMU
W założeniu badania miały służyć poprawie wyników ekonomicznych branży
pszczelarskiej, a także pomóc w skutecznym przeciwdziałaniu pasożytom i
chorobom, także w kontekście zmian klimatycznych i środowiskowych. Naukowcy
uznali, że selekcja prowadzona tylko na rozpowszechnionych w całej Europie
liniach komercyjnych wiąże się z ryzykiem utraty cennych podgatunków i ekotypów
pszczół. Dlatego w badaniach uwzględniono także lokalne linie pszczół z
populacji dziko bytujących lub od hodowców, utrzymujących zmieszańcowane lokalne
populacje o nieustalonej genetyce, które nabyły cechy odporności w sposób
naturalny (gospodarka pasieczna, gdzie nie wykonuje się lub ogranicza się
zabiegi lecznicze, a pszczoły mogą dostosować swój rozwój, np. ilość czerwiu i
rojliwość, do lokalnych warunków).
Z badań ankietowych wynika, że prawie 60 proc. pszczelarzy komercyjnych za
najważniejsze cechy uznaje miodność i odporność, uważając, że poziom odporności
pszczół jest wciąż za niski i wymaga badań. Z tego powodu w ramach programu
prowadzono prace nad utrwaleniem tych cech, także w liniach atrakcyjnych
produkcyjnie (oraz promocją selekcji hodowlanej w tym kierunku), jak również
propagowaniem tak uzyskanych cech poprzez trutnie pochodzące z takich pasiek.
Według badaczy warunkiem dalszego postępu hodowlanego w zakresie odporności na
V. destructor jest utrzymywanie izolowanych trutowisk lub stosowanie techniki
sztucznego unasieniania, co pozwoli kontrolować dobór osobników do rozpłodu.
ZAKRES I METODY DZIAŁAŃ
Badania prowadzono w instytutach badawczych oraz w pasiekach (kontrolnych)
pszczelarzy indywidualnych, w różnych państwach Unii. Wśród partnerów programu
należy wymienić: Sieć Badawczą na rzecz Zrównoważonej Hodowli Pszczół (Research
Network for Sustainable Bee Breeding –
RNSBB), stowarzyszenie COLOSS
(Prevention of Honey Bee Colony Losses), europejski projekt
SMARTBEES, francuski projekt
BEESTRONG oraz niemiecki projekt GeSeBi (Genomischen Selektion bei der
Honigbiene). Działania EurBeST były wspierane także przez przedstawicieli dwóch
największych stowarzyszeń hodowców w Europie –
AGT (Arbeitsgemeinschaft
Toleranzzucht) i GDEB (Gemeinschaft der
Europäischen Buckfastimker) zajmujących się selekcją komercyjnych linii pszczół
A. m. carnica i Buckfast. Pszczoły z linii odpornych podczas badań w pasiekach
były utrzymywane w reżimie, bez leczenia.
W wyselekcjonowanych lokalnych populacjach pszczół europejskich, jak również
hodowanych w celach komercyjnych, ocenie poddano istotne cechy odpornościowe,
takie jak: zachowanie higieniczne pszczół w stosunku do czerwiu porażonego przez
V. destructor (Varroa Sensitive Behaviour –VSH), hamowanie/ograniczanie
rozmnażania roztoczy (Supressed Mite Reproduction – SMR), odsklepianie i
powtórne zasklepianie komórek z czerwiem (Recapping – REC). Do oceny wartości
hodowlanej oraz użytkowej używano także zaawansowanych narzędzi molekularnych.
Z kwerendy wynika, że na terenie UE występuje 21 populacji nieleczonych,
wykazujących cechy odporności na dręcza pszczelego oraz 29 linii hodowlanych.
Kilkuletnie badania prowadzono na pszczołach z obu wymienionych grup. Każdą z
linii badano w trzech różnych lokalizacjach, pod kątem określonych 17.
parametrów, ( z których większość to cechy higieniczne, opatrzone naukową
rekomendacją jako sprzyjające odporności na V. destructor), a następnie
porównano wyniki. Łącznie, w pasiekach należących do 106 pszczelarzy, zbadano
3565 rodzin (z tego 1601 pszczół wybranych przez EurBeST). Warto dodać, że w programie brały udział 2 pasieki hodowlane z Polski w tym pasieka Pana Przemysława Szeligi, który wystąpił w podkaście Radio Warroza w odcinku "Hodowca matek pszczelich", gdzie również opowiadał o możliwościach hodowli pszczół tolerujących dręcza pszczelego w warunkach polskich.
REZULTATY
Z badań wynika, że dla wykształcenia odporności bardzo znaczące są relacje
genotyp – środowisko, pochodzenie – pasieka. Pod tym kątem najlepiej wypadają
pszczoły uznane za lokalne, czyli dobrze dostosowane do środowiska, w którym
żyją. Przewożenie pszczół na duże odległości powodowało spadek poziomu ogólnej
odporności pszczół. Można to zaobserwować na przykładzie cechy SMR. Według
jednej z hipotez, pszczoły wychowane w lokalnym środowisku żyją dłużej niż
sprowadzone z zewnątrz. Trzeba jednak wspomnieć, że pewnym ułatwieniem dla
pszczelarza może być także gospodarowanie na pszczołach genetycznie
wyselekcjonowanych na odporność i przewiezionych do obcego środowiska.
Stwierdzono też, że lokalne linie są łagodniejsze niż obce, choć nie zauważono
korelacji między łagodnością czy agresywnością a odpornością na Varroa.
Generalnie linie wyselekcjonowane w EurBeST jako odporne miały niższy poziom
porażenia pasożytem. Pod tym względem najlepiej wypadły pszczoły z wysokim
instynktem higienicznym.
Wprawdzie w liniach odpornych stwierdzono mniejszą miodność, to jednak różnica
nie była znacząca (0,8 kg miodu z pnia). Pszczelarze doceniają pracę z takimi
pszczołami i mimo nieco słabszej „wydajności miodowej” pszczoły EurBeST w
bilansie (czas, wysiłek i cena leków) wypadają nie gorzej niż pszczoły
standardowe. Pszczelarze twierdzą też, że taka pszczoła daje im też większą
elastyczność w gospodarce pasiecznej w ciągu roku.
Co ciekawe, zalety lokalnych populacji pszczół doceniono także pod kątem cech
typowo komercyjnych (siła rodziny, łagodność, rojliwość). Ustalono również, że
rojliwość ma związek z pochodzeniem, (w kontekście środowiska). Poza miodnością,
linie EurBeST i standardowe pszczoły hodowlane nie różną się istotnie pod kątem
innych cech typowo produkcyjnych. Średnio nie są bardziej obronne.
POLSKA NA TLE UNII
Jak wygląda pszczelarstwo polskie w porównaniu z gospodarką pasieczną innych
państw UE pod kątem selekcji na odporność na pasożyta? Wyróżnia nas przede
wszystkim liczba zabiegów sztucznego unasienniania: na tle innych państw ich
skala jest znacznie większa. Jako jedyni w Europie uważamy też pszczołę miodną
za zwierzę gospodarcze. Tym niemniej, według niektórych naukowców technologia
sztucznego unasieniania może przyspieszyć prace nad wyhodowaniem pszczół
odpornych. Zdaniem dr hab. Małgorzaty Bieńkowskiej w tym celu należy propagować
wprowadzanie matek inseminowanych również do rodzin użytkowych w masowym chowie
oraz zalecać częstą wymianę matek w pasiekach produkcyjnych na matki hodowlane i
sztucznie unasiennianie.
Zakończenie programu EurBeST nie oznacza niestety (również dla polskich
pszczelarzy) możliwości nabycia komercyjnych linii pszczół odpornych na roztocze
Varroa wyselekcjonowanych w warunkach hodowlanych. W tej sytuacji pewnym
rozwiązaniem dla pszczelarzy hobbystów może być lokalne pogłowie – niekoniecznie
komercyjne – które ma najlepsze rokowania na uzyskanie odporności opartej na
adaptacji do środowiska jeżeli nie ma dostępnym lokalnie linie wyhodowanych pod
tym celu. Choć najlepszym wyjściem jest ciągła selekcja lokalnych pszczół lub
jednorazowy import pszczół z populacji odpornych oraz ich dalsza selekcja, nie
zaś sprowadzanie matek pszczelich z odległych miejsc . Brak dostępu do takich
matek w najbliższej okolicy nie oznacza jednak, że można ciągle wymieniać je na
matki z zewnątrz. Jest to zdecydowanie niepożądane. Dla części pszczelarzy
komercyjnych nieograniczona wymiana matek pszczelich wewnątrz UE jest jednak
elementem swobodnej wymiany rynkowej, gwarantowanej przez finansującą projekt
UE. Dla celów pszczelarstwa komercyjnego, którego głównie dotyczyła ta
konferencja, sprowadzanie matek o cechach odporności z zewnątrz może być pewnym
tymczasowym rozwiązaniem i ułatwieniem prowadzenia pasieki. Zdaniem prowadzących
konferencje trzeba iść na pewne kompromisy.
PSZCZELARSTWO BEZ LECZENIA
Prowadzenie pasiek z wyeliminowaniem leków (ang. treatment free) zyskuje na popularności, więc temat pojawił się także podczas tej konferencji.
Powoływano się choćby na przykłady walijskie czy eksperyment gotlandzki. Ten model gospodarki spotkał się jednak ze
zdecydowaną krytyką naukowców. Ich zdaniem nie można zapominać choćby o
zróżnicowaniu warunków geograficznych, klimatycznych czy fizycznych
(zagęszczenie). W opinii badaczy masowy chów pszczół oraz hodowla komercyjna z
istoty wykluczają selekcjonowanie pszczół tylko w kierunku przeżywalności i
pozostawienie ich bez leczenia (pszczelarzy, którzy nie podają pszczołom leków
nazwano wręcz leniami). Stwierdzono także, że w celu zrealizowania misji
projektu EurBeST, czyli rozpowszechniania pszczół odpornych na Varroa w Europie,
należy nieustannie selekcjonować pszczoły w warunkach hodowlanych.
ODPORNOŚĆ PONAD GRANICAMI
W Europie występują naturalne i hodowlane populacje odporne na dręcza. Zdaniem
niektórych naukowców, badanie EurBeST miało służyć wykształceniu cech
poprawiających odporność w populacji pszczół wykorzystywanych komercyjnie. Stąd
w opinii badaczy do nowoczesnej gospodarki pasiecznej nie nadają się populacje
wyselekcjonowane naturalnie, mimo że mają cechy odporności. Stwierdzono
wprawdzie, że jest to możliwe jedynie na drodze selekcji hodowlanej
uwzględniającej, naukowo potwierdzone, cechy odporności, to jednak cel nie
został osiągnięty. Konieczne jest zatem współdziałanie całego świata
pszczelarskiego, zwłaszcza pszczelarzy komercyjnych; bez ich pomocy nie da się
wyhodować odpornych linii. Pszczelarstwo komercyjne nie może jednak opierać się
wyłącznie na populacjach wyselekcjonowanych naturalnie. Warto dodać, że w
konferencji (oraz programie EurBeST) brał udział także Stefan Mandl spod
Wiednia, właściciel, bodaj największej w Europie Środkowej pasieki, liczącej ok.
10 tys. pni, gdzie testuje linie odporne na Varroa. Niestety dotąd żadna z
zalecanych przez niego (a także innych pszczelarzy) linii pszczół nie jest
dostępna na rynku. Zdaniem organizatorów sytuację mogłoby zmienić dofinansowanie
programów hodowlanych z pieniędzy publicznych, gdyż sukces selekcji zależy
przede wszystkim od intensywności hodowli i wielkości populacji takich pszczół.
Uczestnicy zgodzili się również, że nie da się wskazać „najlepszej pszczoły” czy
„najlepszej linii”. Każdą selekcję należy przeprowadzać w konkretnych lokalnych
warunkach środowiskowych. Aby osiągnąć ten cel postuluje się utworzenie i
dofinansowanie regionalnych związków hodowlanych we wszystkich krajach Unii
Europejskiej. Pszczoły potrafią wypracować odporność na dręcza na drodze
ewolucji. Projekt EurBeST to przykład, że popularyzowanie takich pszczół w
pasiekach byłoby możliwe. W tym celu warto zjednoczyć siły.
Jakub Jaroński 2021
Przygotowywanie publikacji artykułów wymaga poświęcenia sporo czasu oraz zaangażowania
merytorycznego.
Geograficzne rozmieszczenie i selekcja europejskich pszczół miodnych odpornych
na dręcza pszczelego
Inwazja Varroa destructor jest wciąż najpoważniejszym problemem, z jakim zmaga
się pszczelarstwo. Wprawdzie roztocz rozprzestrzenił się w drugiej połowie XX
wieku prawie na całym świecie, to jednak naukowcy i nieliczni pszczelarze
dysponują dowodami na istnienie populacji pszczół, które potrafią się dręczowi
oprzeć (bez stosowania akarycydów). Dla ogromnej większości pszczelarzy Europy
populacje te są jednak w handlu niedostępne. Możemy podzielić je na
występujące naturalnie oraz linie eksperymentalne i hodowlane o konkretnych
cechach, najczęściej związanych z zachowaniem higienicznym lub nieco krótszym
okresem wychowu larw. W sposób naturalny radzą sobie z pasożytem pszczoły
wschodnie. Obydwa gatunki (Apis cerana i Varroa destructor), żyjąc razem od
milionów lat, uległy współzależnej ewolucji (koewolucji) przystosowując się do
siebie wzajemnie.
Z obserwacji niektórych odmian pszczół miodnych z Afryki i mieszańców z
pszczołą miodną europejską, zwanych pszczołami zafrykanizowanymi, a także
dzikich populacji z Francji, USA czy Rosji, eksperymentów w pasiekach
Norwegii, Gotlandii, Holandii czy wreszcie pszczół Johna Keffusa możemy
wyciągnąć wniosek, że także gatunek Apis melllifera może wykształcić odporność
na Varroa w czasie krótszym niż 100 lat. Niektóre z cech z powodzeniem
wykorzystywane są w hodowli pszczół odpornych na roztocze Varroa. Do
najważniejszych należy wrażliwość higieniczna na warrozę (ang. Varroa
Sensitive Hygiene – VSH) i wzajemne czyszczenie się robotnic (ang. Grooming).
Pszczoły, które odznaczają się silną aktywnością higieniczną potrafią wykryć i
usunąć z komórki larwę zaatakowaną przez roztocza, co powoduje powolny rozwój
jego populacji.
Interakcje cech dręczoodporności z parametrami
środowiskowymi. Kolorem niebieskim zaznaczono parametry związane z
cyklem życiowym roztocza (z wyjątkiem czynności pielęgnacyjnych), a
kolorem żółtym cechy rodziny pszczół.
Jak się wydaje, nieufność pszczelarzy w stosunku do tego typu pszczół może
budzić fakt, że cechy względnej odporności na Varroa destructor najczęściej
utrzymują się w populacjach lokalnych i ulegają zanikowi pod wpływem presji
wywieranej na te owady przez środowisko naturalne inne niż ich pierwotne.
Paradoksalnie pszczelarzy mogą też zniechęcać cechy, które pozwalają owadom
zmagać się z dręczem pszczelim, czyli np. zmniejszona ilość czerwiu lub
(związana z tym) mniejsza miodność w porównaniu z miodnością powszechnie
dostępnych pszczół hodowlanych Opisowi populacji pszczół varroa-odpornych
poświęcono sporo publikacji – dziki nim rośnie świadomość i nadzieja na powrót
utrzymywania pszczół bez akarycydów. Jednak na razie rzeczywista skala
zainteresowania pszczelarzy pszczołami odpornymi na Varroa jest nieznana.
Niewiele wiadomo też o dostępności tych pszczół w handlu, pszczelarzy.
Z badań ankietowych i wywiadów środowiskowych z różnych krajów europejskich
wynika, że tylko siedem z 32 europejskich państw posiada naturalnie
wyselekcjonowane populacje pszczół odpornych, a w 22 z nich prowadzi się
zinstytucjonalizowane programy selekcji odporności na warrozę. Mimo to tylko w
trzech krajach istnieje możliwość zakupu pszczół. Jeśli chodzi o hodowców
prywatnych - naturalnie wyselekcjonowane populacje posiada 21 z nich. Selekcję
pszczół w ramach programów hodowlanych prowadzi 29 hodowców; czterech
praktykuje obie metody jednocześnie; czterech oferuje matki pszczele jako
linie zdolne do przetrwania bez potrzeby używania leków. Polska, mimo
uczestnictwa w programach selekcyjnych, nie oferuje w sprzedaży żadnej linii
pszczół varroa-odpornych ani też takich populacji występujących naturalnie.
Zauważono także różnice w podejściu pszczelarzy do selekcji. Hodowcy,
stosujący naturalnie wyselekcjonowane populacje pszczół, są zainteresowani
jedną główną cechą: przeżywalnością rodzin. Z kolei hodowcy selekcjonujący
sztucznie pszczoły pod kątem odporności na warrozę biorą pod uwagę 19 różnych
kryteriów, przy czym każdy z nich obserwuje jednocześnie najwyżej pięć cech,
które stanowią uzupełnienie podstawowych cech użytkowych pszczół: miodność,
rojliwość i łagodność.
Z całą pewnością obecna wiedza o możliwościach chowu pszczół odpornych na
roztocze Varroa jest niewystarczająca, konieczne są dalsze badania poświęcone
ich hodowli w różnych systemach gospodarki pasiecznej.
Źródło: Le Conte, Y.; Meixner, M.D.; Brandt i in., Geographical Distribution and Selection of European
Honey Bees Resistant to Varroa destructor. Insects 2020, 11, 873.
https://doi.org/10.3390/insects1112087
Więcej skrótów badań naukowych po polsku znajdziesz
tutaj.
Artykuł został pierwotnie opublikowany w numerze miesięcznika
Pszczelarstwo
w rubryce "Nowe Odkrycia". Dziękuję redakcji Pszczelarstwa za poprawki
redakcyjne.
Przygotowywanie skrótów angielskojęzycznych publikacji naukowych
na język polski wymaga poświęcenia sporo czasu oraz zaangażowania
merytorycznego.
Czy miejsca gromadzenia się trutni rzeczywiście istnieją?
Mechanizmy rządzące godami u pszczoły miodnej ciągle skrywają wiele tajemnic.
Co prawda wiemy, że kopulacja odbywa się w powietrzu podczas lotu godowego, a
matkę pszczelą zapładnia wiele trutni, które w tym celu wykonują 1–6 lotów
dziennie, aż zginą w trakcie kopulacji, padną ofiarą drapieżnika lub umrą ze
starości. Jednak wciąż nie wiadomo jak samice i samce znajdują siebie
nawzajem, a to sprawia, że hipotez przybywa. Jedna z bardziej
rozpowszechnianych zakłada, że trutnie gromadzą się w określonych miejscach.
Do niedawna sądzono, że trutnie gromadzą się w pobliżu matek (umieszczonych
np. w klateczkach) lub też, że przyciąga je zapach sztucznych feromonów, co
oznacza, że są wabione przez feromony. Podczas ostatnich eksperymentów,
mających zweryfikować/potwierdzić tę hipotezę, okazało się jednak, że
przyczyna powstawania skupisk jest inna. Naukowcy z Wielkiej Brytanii
postanowili wyposażyć pszczoły w małe radary elektroniczne oraz detektory
złącz nieliniowych do wykrywania urządzeń typu „pchła” (do podsłuchu). Badania
przeprowadzano w ciągu dwóch sezonów godowych w roku 2016 i 2017, na
pszczołach z trzech uli, znajdujących się od siebie w odległości ok. 200
metrów od siebie (jedno z hrabstw we wschodniej Anglii). Dzięki radarom w
ciągu dwóch lat badań zarejestrowano 648 loty, wykonane przez co najmniej 78
trutni, trwające dłużej niż 30 sekund; z rejestracji detektorowej wynikało
też, że dystans wynosił co najmniej 15 m.
Co można było odczytać z wykresów przetworzonych przez algorytmy komputerowe?
Dziewiętnaście pierwszych pełnych lotów trutni można zinterpretować jako
orientacyjne. Samce pszczół poruszały się wtedy w różnych kierunkach w
promieniu ok. 100 metrów od uli, co nieco przypomina loty orientacyjne
robotnic trzmieli ziemnych (robotnice pszczoły miodnej robią raczej jedno
większe okrążenie). Zazwyczaj po 1–2 lotach orientacyjnych trutnie
rozpoczynały loty do miejsc bardziej oddalonych od ula, tak że trasa
przebiegała przez co najmniej jedno takie skupisko.
W pierwszym i drugim roku eksperymentu loty trutni z trzech uli były bardzo
podobne. Fakt ten nie świadczy bezpośrednio o istnieniu interakcji/komunikacji
między trutniami, ale może wskazywać na preferencje poruszania się względem
ukształtowania krajobrazu.
Około 56 proc. wszystkich lotów układało się na kształt powtarzalnych pętli,
wykonywanych nad czterema różnymi miejscami, do których prowadziło co najmniej
10 różnych szlaków. Początkowo droga do skupiska przebiegała w linii prostej,
po czym kierunek lotu ulegał dość nagłej zmianie – trutnie zaczynały zataczać
pętle w jednym miejscu, jednocześnie przyspieszając lot. Podczas jednego lotu
truteń odwiedzał zwykle więcej niż jedno skupisko.
Badania wykazały prawdopodobieństwo istnienia czterech różnych skupisk, ich
lokalizacja zarówno w jednym, jak i w drugim sezonie była taka sama. Jak
wyjaśniają to naukowcy? Dominuje hipoteza, w myśl której są to po prostu
siedliska lęgowe (podobnie jak niektórych kręgowców). Analiza danych z
detektorów pozwala przypuszczać, że najlepszą strategią dla trutnia, który
chce przekazać swoje geny następnemu pokoleniu jest penetrowanie dostępnych
miejsc zgromadzeń podczas jednego lotu. Skupiska te pozostają w tych samych
miejscach, ale trutnie swobodnie krążą między nimi, stale się przemieszczając.
Wydaje się, że o wyborze miejsc zgromadzeń decyduje specyficzne ukształtowanie
terenu oraz odległość od gniazda (truteń może dotrzeć tam w pierwszej lub lub
drugiej wędrówce po lotach orientacyjnych). Ponieważ trutnie obserwowane
podczas ostatniego badania nie dożyły kolejnego roku, wcześniejsze hipotezy, w
których zakładano, że pszczoły przekazują sobie informacje na temat miejsc
skupisk, stają się mniej prawdopodobne/nie mogły zostać potwierdzone.
Naukowcy uważają jednak, że nie istnieje jedno preferowane przez trutnie
miejsce. W ciągu jednego lotu odwiedzają one wiele miejsc zgromadzeń. Okazało
się też, że feromony, którymi wabiono je w trakcie poprzednich eksperymentów,
być może fałszowały obraz badań (trutnie pozostawały w jednym miejscu jedynie
z powodu feromonów, zatem ich liczba mogła być mocno zawyżona). W
ostatecznym rozstrzygnięciu kwestii z pewnością pomogą badania z
wykorzystaniem matek w klateczkach i feromonów oraz radarów i detektorów na
trutniach.
Źródło: J. Woodgate, J. Makinson, N. Rossi, K. Lin., A. Reynolds, J. Rawlings,
L. Chittka, Harmonic radar tracking reveals that honeybee drones navigate
between multiple aerial leks, „iScience”, 2021;
https://doi.org/10.1016/j.isci.2021.102499
Więcej skrótów badań naukowych po polsku znajdziesz
tutaj.
Artykuł został pierwotnie opublikowany w numerze miesięcznika
Pszczelarstwo w rubryce "Nowe Odkrycia".
Dziękuję redakcji Pszczelarstwa za poprawki redakcyjne.
Przygotowywanie skrótów angielskojęzycznych publikacji naukowych
na język polski wymaga poświęcenia sporo czasu oraz zaangażowania
merytorycznego.
hormonie kanibalizmu, pszczołach rebeliantkach, lotach godowych, pięciu
tysiącach dolarów od Allaha, a także o telitokii, gynandromorfach, hinduskim św.
Antonim mówił nam profesor Jerzy Woyke (1926-2022).
Artykuł ten, będący zredagowaną wersją odcinka podkastu Radio Warroza ukazał się w październikowym i listopadowym numerze miesięcznika
Pszczelarstwo w 2020 r.
Dziękuję redakcji Pszczelarstwa za poprawki redakcyjne.
kolaż: J. Jaroński
Tropem pszczół zjeździł cały świat. Ich śladem dwa razy okrążył równik. Polski
naukowiec był jednym z najwybitniejszych na świecie znawców pszczół
azjatyckich. Na jego prośbę hinduskie bóstwo hinduskie Ganesza wołało rójki pszczół do badań. ;)
Panie Profesorze, jest Pan światowej sławy naukowcem, autorem wielu
rewolucyjnych odkryć z życia pszczół, badaczem docenianym przez najbardziej
prestiżowe gremia naukowe. Ale każda kariera ma swój początek. Jak to było w
Pańskim przypadku...
Zaczynałem od trzmieli. Jako mały chłopak wykopywałem gniazda trzmieli i
wkładałem do domków. Na Pomorzu mieliśmy 90 hektarów ziemi. Mój ojciec był
rolnikiem i hobbystycznie interesował się owadami. Poczwarkę motyla
zabieraliśmy do ciepłego domu i obserwowaliśmy ją. Patrzyliśmy, jak po jakimś
czasie osłonka zaczynała pękać i wychodził z niej motyl ze zwiniętymi
skrzydłami. Następnie nadymał się kilka razy w ten sposób, że skrzydła powoli
się otwierały i wkrótce odlatywał. Takie przyrodnicze wspaniałości pokazywał
mi ojciec. Zainteresowanie przyrodą mam więc po nim. Mam nawet kolekcję motyli
w gablocie. Poza pszczołami w mniejszym stopniu interesuję się innymi owadami.
Pana pasja i praca naukowa miały wpływ na Pana życie. Podróżował Pan badając
życie pszczół niemal po całym świecie...
Pobieżnie obserwowałem pszczoły w 98 krajach świata, natomiast szczegółowe
badania prowadziłem w 24 krajach. Dwa razy objechałem świat dookoła, w latach
1973—74 i 1976-77. Jeśli mam być szczery, to niespecjalnie lubię podróżować.
Po prostu musiałem to robić, aby prowadzić badania.
Wykłady prowadził Pan w wielu językach...
Wykładałem w siedmiu językach, łącznie z polskim. Potrafię się jednak
porozumieć jeszcze w kilku innych. Pomimo to w niektórych państwach, np. w
Wietnamie, miewałem problemy. Specjalnie dla pszczelarzy przygotowałem tam
kurs po francusku, gdyż w XIX wieku Wietnam był kolonią francuską. W trakcie
prelekcji zorientowałem się jednak, że tłumacz nie zna żadnych francuskich
fachowych terminów pszczelarskich. Okazało się, że znała je tylko jedna osoba,
ale w języku hiszpańskim. Dlatego z wietnamskimi pszczelarzami porozumiewałem
się po hiszpańsku. Zresztą bardzo lubię ten język.
Obok prof. Jerzego Wilde jest Pan uważany za jednego z czołowych znawców
pszczół azjatyckich na świecie. Czy to znaczy, że Azjaci nie interesują się
swoimi pszczołami?
Naukowcy azjatyccy rzadziej zajmują się swoimi pszczołami z powodów
gospodarczych. Podchodzą do tego bardziej praktycznie. My zajodynowaliśmy się
pszczołami Azji z zamiłowania i ciekawości. U pszczół lokalnych (Apis laboriosa) miodobranie jest trudne; np. musi się odbywać w nocy. Rodzina pszczół
wschodnich (Apis cerana) w czasie maksymalnego rozwoju składa się z
około 10 tys. robotni, czyli jest ich mniej niż w rodzinach pszczoły miodnej,
w których jest od 60 do 100 tys. osobników, co wpływa zasadniczo na zbiory
miodu. W rezultacie w tych samych warunkach pożytkowych pszczoły europejskie
produkują aż 10 razy więcej miodu. W związku z tym w lokalnych ośrodkach
częściej badano pszczoły dla nich egzotyczne, czyli nasze miodne.
W Polsce mamy jeden gatunek pszczół z rodzaju Apis - wspomnianą już pszczołę
miodną (Apis mellifera) - oraz wiele innych gatunków z nadrodziny
pszczół Apoidea. Na świecie żyje jednak więcej pszczół z rodzaju Apis
i jeszcze więcej z całej nadrodziny pszczół Apoidea. Jak wyglądała
ewolucja pszczół?
Pszczoły pojawiły się w okresie geologicznym, który nazywamy kredą, Wtedy też
pojawiły się pierwsze kwiaty. Wcześniej istniały różne rośliny, ale
zarodnikowe. Gdy pojawiły się kwiaty, to wraz z nimi, oczywiście także
pszczoły. Owady te od tego czasu ewoluowały na różne sposoby. Nastąpił nawet
taki okres, kiedy były wielkie wybuchy wulkanów, a niebo zaszło pyłem.
Wyginęły wtedy wszystkie dinozaury [lądowe: przyp. JJ], ale pszczoły przeżyły.
Zwykłem mawiać, że jeśli pszczoły przeżyły dinozaury, to przeżyją też inne
trudności, naturalnie lub sztucznie się selekcjonując.
kolaż: J. Jaroński
Czym różnią się egzotyczne pszczoły od naszych, krajowych?
Wszystkich pszczół jest tyle, że nie sposób opowiedzieć o nich w skrócie,
dlatego skupię się na najbardziej popularnych. W obu Amerykach żyją bardzo
interesujące pszczoły z rodzaju Melipona i Trigona. Te pierwsze
są podobne do naszych, choć nie budują plastrów, tylko coś w stylu takich
„kupek”, w których składują miód. Natomiast „trigony” są mniejsze, mniej
więcej jak muchy. Kiedy europejscy koloniści sprowadzili do Ameryki pszczoły
miodne, Indianie nazywali je „muchami białego człowieka”. Istnieje tam
oczywiście bardzo wiele różnych pszczół samotnic, które w ogóle nie produkują
miodu. One potrafią na przykład składać w łodydze nawet 10 jaj w jednym
rzędzie, a są też takie, które żyją w glinianym murze.
Pozostańmy przy pszczołach z rodzaju Apis... Skąd ta nazwa?
Czy słyszał Pan o bóstwie Apis w Egipcie? Apis był bykiem z białym trójkątem
na głowie. Takiego byka mumifikowano podobnie lak ciała faraonów. W suchym
klimacie Egiptu ciało martwego byka często samo wysychało, a w środku jego
mumii robiła się pusta przestrzeń, Pszczoły egipskie roiły się bardzo często i
osiedlały w takich zmumifikowanych bykach. Ludzie myśleli, że w takich mumiach
pszczoły się rodzą, po czym z nich wylatują. Tak się przyjęło. Dlatego w
Grecji pszczoły nazwano Apis. Na świecie żyje 8 gatunków z tego rodzaju.
Za kolebkę pszczół z rodzaju Apis uważamy...
...Afrykę. Pierwsze takie pszczoły pojawiły się w Afryce i stamtąd
rozprzestrzeniły się po świecie. Pierwotnymi obszarami, które zasiedlały
pszczoły z gatunku pszczół miodnych (Apis melllfera) są Afryka i
Europa. Do pozostałych części świata zostały wyeksportowane. Głównie z tego
powodu, że lokalne pszczoły nie dawały dużo łatwo dostępnego miodu. To jest
interesujące zjawisko. Pozostałe 7 gatunków zamieszkuje tylko Azję. Żyją tam
pszczoły olbrzymie z podrodzaju Megaapis, Należą do nich, pszczoła
olbrzymia (Apis dorsata), która buduje plastry pod konarami wielkich
drzew lub pod różnymi nawisami, oraz pszczoła skalna (Apis laboriosa),
które buduje, gniazda tylko pod nawisami skalnymi w Himalajach. Produkuje ona
duże ilości miodu. Według niektórych źródeł nawet do 100 kq w jednym
gnieździe.
W Azji żyją również mniejsze pszczoły takie jak pszczoła wschodnia (Apis cerana), Apis nigrocinta i Apis koschevnikovi oraz najmniejsze dwie pszczoły
z podrodzaju Micrapis: Apis florea i Apis andreniformis. Florea, czyli
karliczki właściwe budują gniazda pod gałęziami drzew o wielkości mniej więcej
20-30 cm. Pszczoły drugiego gatunku karliczek są jeszcze mniejsze. Gniazda
mają podobne, ale budują gniazda nie pod gałęziami drzew, a – krzewów.
Pszczoły te produkują niewielkie ilości miodu, około 10 do 30 dag.
Czy wszystkie pszczoły z rodzaju Apis tolerują w ulu tylko jedną matkę...
Zwykle wszystkie mają jedną matkę. choć tymczasowo może być ich więcej. Gdy
chcą się roić to wtedy z mateczników może kilka matek jednocześnie. Jeżeli
matka jest bardzo stara i wydziela mało substancji matecznej, to wtedy
pszczoły wychowują młodą matkę z tzw. cichej wymiany. Matki te nie walczą ze
sobą. Mają ten sam zapach. W końcu po jakimś czasie, czasem nawet po 2-3
miesiącach stara matka ginie i zostaje młoda.
Tymczasem pszczoły egipskie - w odróżnieniu od Apis - są w stanie
podobno przez jakiś czas tolerować w rodzinie wiele matek. Czy tak?
Tak. Nawet bardzo wiele. Opowiem pewną anegdotę. Kiedyś była ogromna moda na
drogie mleczko pszczele. Matka pszczela żyje 5 lat, a robotnica w lecie - 5
tygodni. Ludziom wydawało się, a propaganda to podbijała, że jak ktoś będzie
jadł dużo mleczka, to będzie długo żył. Nasze pszczoły potrafiły wychować
10-20, a nawet 30 mateczników. U pszczół egipskich, choć trudno to sobie
wyobrazić, tych mateczników jest 400. Będąc na Uniwersytecie w Kairze,
otworzyłem kiedyś taki ul i pod daszkiem zobaczyłem kilkadziesiąt matek.
Pomyślałem, że to można wykorzystać do produkcji mleczka w olbrzymich
ilościach. Przy ówczesnej koniunkturze w ciągu roku zostałbym krezusem.
Postanowiłem wziąć je do Polski. Nie miałem jednak klateczek, więc włożyłem je
do pudełek po zapałkach, po jednej matce z kilkunastoma robotnicami. Te
pudełka, których miałem około 30, były z kartonu, a nie ze sklejki. Wracałem z
żoną samolotem. W pewnym momencie żona mówi: „Patrz! Pszczoła na oknie!”
Złapałem ją szybko, ale zobaczyłem kolejne... Bałem się, że gdy kogoś użądlą,
to ludzie wpadną w samolocie w panikę. Wziąłem więc całą torbę, w której były
pudełka i, żeby ją otworzyć, poszedłem do toalety. Tam okazało się, że
większość pszczół uciekła z pudełek. Wydawało mi się, że jest to rój.
Przeraziłem się, że spowoduję katastrofę. Całe szczęście, że pszczoły latając
w toalecie, były systematycznie wciągane przez górny wentylator do wysysania
nieświeżego powietrza. Wentylator wciągnął je wszystkie. Niemniej kilka, które
nie uciekły, udało mi się przywieźć do Polski. 0 ironio, na miejscu okazało
się jednak, że w każdym z tych setek mateczników mleczka jest bardzo mało.
Sumarycznie było mniej niż w ulu pszczół europejskich, u których jest nawet
nadmiar mleczka, tak że larwa nie jest w stanie go zjeść. Jak widać, nic z
tego interesu nie wyszło. Wszystkie pszczoły z rodzaju Apis budują plaster z
wosku. Natomiast pozostałe - nie. Większość nawet nie buduje plastrów.
A co z miodem? Czy wszystkie pszczoły z rodzaju Apis produkują miód?
Tak. Jedne więcej, drugie mniej, ale miód produkują wszystkie.
Czy na świecie jest więcej pszczół społecznych czy samotnic?
To zależy od tego, co ma Pan na myśli. Jeżeli myśli Pan o liczbie gatunków, to
zdecydowanie dominują samotnice. Natomiast jeżeli pyta Pan o poszczególne
osobniki, to oczywiście wyżej są pszczoły społeczne, bo w jednej rodzinie, w
skrajnym przypadku, może być nawet do 100 tys. osobników. Należy też
wspomnieć, że istnieją pszczoły, których forma życia to coś pomiędzy
eusocjalnością [prawdziwie społeczne - JJ.] a życiem samotnym.
Cykl życia pszczół związany jest z cyklem roślin okrytonasiennych...
Tak. Dobrze to widać na przykładzie współczesnej Polski. Kiedyś większość
terenów porastały lasy, których potem zaczęło ubywać i pojawiły się
wrzosowiska. Była nawet taka pszczoła, zwana wrzosówką, która bardzo późno
dochodziła do siły, ponieważ wrzos był ostatnim późnym pożytkiem. Natomiast
dziś coraz więcej kwiatów kwitnie wiosną, np. rzepak na bardzo dużych
areałach. Pszczoły krajowe środkowoeuropejskie (Apis mellifera mellifera) rozwijają się na rzepak za późno. Na takie pożytki lepsza jest pszczoła
zwana krainką (Apis mellifera carnica).
Jak wygląda pszczoła wrzosówka?
Daje małe, rojliwe i żądlące rodziny, które rozwijają się do należytej siły na
czas kwitnienia wrzosów. Natomiast krainka - odwrotnie: jest bardzo łagodna i
mało się roi.
z archiwum prof. Woyke
Czy pszczół należy się bać?
To jest dobre pytanie. Pszczół nie należy się bać. żądlenie prowokuje
człowiek, kiedy np. stoi na trasie ich lotu lub macha rękoma. Pszczoły mają
inaczej zbudowane oczy niż my. One nie widzą jednego obrazu, bo ich narząd
wzroku składa się z małych, pojedynczych komórek. Co więcej, tych komórek jest
bardzo dużo.
To się chyba nazywa oko złożone?
Tak. Pszczoły nie widzą jednego obrazu, tylko pojedyncze punkty. Matka
pszczela takich komórek ma w oku około 4 tysięcy, pszczoła robotnica 6-8
tysięcy, natomiast truteń 10-12 tysięcy. Niech Pan sobie wyobrazi, że trzyma
Pan ręce w spokoju. Pszczoły patrzą na końce pańskich palców i widzą dwa lub
trzy punkty. Jeżeli zacznie Pan ruszać rękami, to pszczoła zobaczy sto,
dwieście, a nawet tysiąc punków. Szybkie ruchy powodują, że pszczoła nas
użądli.
To znaczy, że przy ulu zachowujemy spokój i opanowanie...
Tak. Jeżeli pszczoły żądlą (bo są mniej i bardziej żądliwe), to należy
spokojnie odejść, przykrywając głowę, aby pszczoła nie wplątała się nam we
włosy, bo wtedy jej się wydaje, że jest uwięziona i zaczyna żądlić. Należy
więc nakryć głowę czapką, a jak nie mamy czapki, to ręką, i odejść w spokoju.
Wtedy żadna pszczoła nie użądli i nie trzeba się ich bać.
Panie Profesorze, dlaczego truteń ma największe oczy złożone?
Dlatego, aby w czasie lotu weselnego, w powietrzu, na dużej wysokości mógł
szybko i wyraźnie zobaczyć matkę. Trutnie, które miały mniejsze oczy wyginęły
w procesie ewolucji. Miały mniejsze szanse unasienienia matki.
Ilu „absztyfikantów" może mieć matka pszczela?
To też badałem. średnio - około ośmiu, ale są spore różnice i zdarzają się
matki unasienione nawet przez dwadzieścia cztery trutnie. Zbadałem też,
dlaczego matka potrafi wylatywać po przerwie jedno-dwudniowej na drugi lot
godowy, a nawet na trzeci. Jeżeli po pierwszym locie ma za mały zapas
nasienia, leci unasienić się ponownie. Określenie „za mało” oznacza np. milion
zamiast pięciu milionów plemników. Ale dlaczego matka wraca do ula, jeśli ma
za małą liczbę plemników? Każdy truteń, który kopuluje z matką zostawia część
swojego narządu kopulacyjnego w końcu odwłoka matki, w tzw. komorze żądłowej.
Jeżeli matka nie może usunąć poprzedniego znamienia weselnego, to musi wrócić
do ula, aby robotnice go usunęły. Jak dochodzi do zapłodnienia jaja? Jajo
powstaje w jajniku matki, następnie przechodzi przez jajowody, wtedy matka
wypuszcza ze zbiorniczka nasiennego średnio 10 plemników na jedno jajo, z
których tylko jeden zapłodni. Do jaja wchodzi nawet więcej plemników, średnio
2-4, ale w momencie, kiedy główka pierwszego wniknie do jądra jaja, reszta
zostaje rozpuszczona przez plazmę jaja. Czasami zdarza się jednak, że
jednocześnie połączy się więcej plemników. Powstaje wtedy mozaika genetyczna.
Pół lub ćwierć pszczoły może mieć inne DNA niż reszta. Fenotypowo część
pszczoły może wyglądać inaczej niż reszta, np. prawa strona może wyglądać
inaczej niż lewa lub przód robotnicy ma inne ubarwienie niż tył.
Jak wygląda determinacja płci u pszczół?
O determinacji płci decydują geny. Z jaj niezapłodnionych z pojedynczą liczbą
chromosomów (czyli 16) powstają samce, czyli trutnie. Z jaj zapłodnionych z
podwójnym garniturem chromosomów (czyli 32) powstają samice. Rozmnażanie z jaj
niezapłodnionych nazywa się partenogenezą. Truteń nie ma ojca. Na początku
wydawało się to bardzo dziwne, że to właśnie z jaj niezapłodnionych powstają
trutnie, a nie samice. Odkrył to polski ksiądz Jan Dzierżon [1811-1906 -
red.]. Od ogłoszenia tego odkrycia przez kolejne 50 lat toczyła się na świecie
wielka batalia; ostatecznie jednak przyznano mu rację. Ludziom łatwiej byłoby
zrozumieć, że z jaja niezapłodnionego powstaje samica. To, że powstaje samiec
było dla nich niewyobrażalne.
Jeden z wywiadów z Profesorem zarejestrowany i zmontowany przez Plan Media Films
U ludzi płeć jest determinowana przez specjalne chromosomy X i Y (zazwyczaj
kobieta ma XX, a mężczyzna - XY). U pszczół istnieje ponad 12 alleli genu
determinującego płeć. W związku z tym najczęściej diploidalne zygoty są
heterozygotyczne, a to w tym systemie determinuje płeć żeńską. Z kolei
haploidalny truteń ma jeden rodzaj allelu tego genu, a to determinuje płeć
męską. Może się jednak zdarzyć, że w diploidalnej zygocie, powstałej na skutek
zapłodnienia, zejdą się dwa identyczne geny. W tym przypadku również nie ma
heterozygotycznego zróżnicowania genu, a to determinuje płeć męską. Rozwija
się więc truteń diploidalny, który ma podwójną liczbę chromosomów. Wydawało
się, że powinna powstać samica, a jednak rozwija się samiec. Dodam - żeby było
jeszcze bardziej interesująco - że larwy te po sześciu godzinach od wyklucia
się z jaj są zjadane przez robotnice. Byłem zszokowany, gdy pierwszy raz
zobaczyłem, że pszczoły robotnice nie wyrzucają martwego czerwiu, lecz zjadają
własne żywe, ruszające się larwy. Okazało się, że larwy tych diploidalnych
trutni produkują hormon kanibalizmu, który stymuluje do ich zjadania.
W naturze pszczoły nie pozwalają więc trutniom diploidalnym przeżyć. Panu
jednak, jako pierwszej osobie na świecie, udało się wychować je sztucznie.
Tak. Najpierw przekładałem te larwy do komórki z normalną larwą robotnicy,
sądząc, że feromony tej drugiej ochronią larwę diploidalnego trutnia.
Niestety, pszczoły po prostu zjadały obydwie larwy. Brałem więc takie jaja do
cieplarki i gdy wykluły się larwy, sam karmiłem je mleczkiem pszczelim.
Następnie trzydniowe larwy wkładałem z powrotem do ula. Wtedy pszczoły ich nie
zjadały, bo one nie produkowały już hormonu kanibalizmu. Okazało się, że
diploidalne trutnie są trochę większe niż zwykłe trutnie, ale za to jądra mają
mniejsze. Dodatkowo ich plemniki nie przemieszczały się z jąder do dalszych
części organów rozrodczych; tzn. pęcherzyków nasiennych. Szkoda, ponieważ
chciałem unasienić ich nasieniem matkę, aby uzyskać później triploidalne
pszczoły..
Co się dzieje z trutniem po kopulacji, skoro jego narząd kopulacyjny
zostaje w matce?
Narząd kopulacyjny trutnia jest bardzo duży. Truteń musi skurczyć cały swój
odwłok, aby wycisnąć go na zewnątrz. I w tym momencie, z bardzo ściśniętym
odwłokiem, ginie. Na marginesie: jeżeli na filmie przyrodniczym pokazują
spadającego trutnia po zapłodnieniu, który ma duży nieskurczony odwłok, to
filmowcy w celu uzyskania tego efektu po prostu go zabili i zrzucali z góry.
A więc truteń formalnie już nie żyje, ale jego mięśnie pracują. Wydaje się to
dziwne, ale tak jest. Musze czy pszczole można nawet oderwać głowę, a reszta
poleci dalej. Zwoje mózgowe pszczoły nie znajdują się tylko w głowie. Pszczoła
ma 7-8 segmentów i w każdym z nich znajduje się po jednym takim zwoju.
Pszczoła może już nie żyć, ale te nerwy dalej działają. Najlepszym przykładem
jest żądło. Jeżeli żądło pszczoły zostanie w skórze człowieka, to mięśnie
aparatu żądła kurczą się, bo jeden taki zwój nerwowy wciąż pracuje. Dlatego
najgorszą rzeczą jest, z punktu widzenia osoby użądlonej, gdy złapie ona za
żądło, bo wtedy i sama sobie wyciśnie resztę jadu. żądło trzeba Od spodu tak
podważyć, aby tego jadu sobie nie wstrzyknąć.
Skoro jesteśmy przy rozmnażaniu płciowym, to muszę zapytać, jak odkryto
zjawisko lotu godowego matki pszczelej?
Mimo że w ulu może się znajdować nawet od tysiąca do 3 tysięcy trutni, nikt
przez długie lata nie widział jak naprawdę wygląda kopulacja młodych matek z
trutniami. Wymyślono więc, że istnieje coś takiego jak aura seminalis,
czyli powietrze nasienne. Proces miał rzekomo wglądać tak, że gdy trutnie
znajdowały się blisko matki, powietrze nasienne przechodziło do jej ciała. Na
poważnie tym zagadnieniem zajął się wreszcie szwajcarski badacz, Franciszek
Huber [1750 - 1831 - red.]. Ponieważ od urodzenia był niewidomy, odkrycia
dokonał dzięki pomocy uzdolnionego, choć niepiśmiennego pomocnika - Franciszka
Burnena. Huber instruował asystenta, a obserwacje zapisywała żona naukowca. Na
początku badacze ustalili, że matka, która się wgryzła, nie składa od razu
jaj. Zwrócili też uwagę, że matka wylatywała z ula na zewnątrz i po jakimś
czasie do niego wracała. Potem okazało się, że na końcu odwłoka ma część
narządów rodnych trutnia, w których jest nasienie. Wtedy stało się jasne,
dlaczego nikt wcześniej nie widział kopulacji w ulu: było oczywiste, że matka
unasienia się w powietrzu, podczas lotu godowego. Jak się później okazało - co
najmniej 10 metrów nad ziemią. Na wykładach często podawałem przykład Hubera
jako wzór badania dobrze zaprojektowanego, w odróżnieniu od takich, gdzie
część wniosków wynika z eksperymentów, a część z domysłów.
Czy to, że matka wylatuje na lot godowy jest korzystne z punktu widzenia
ewolucji?
Tak. To sposób, aby matka mogła zostać unasieniona przez trutnie z innych
rodzin. Wtedy w ulu jest większa różnorodność i to jest korzystniejsze dla
rodziny.
Czy wszystkie trutnie w ulu są synami matki pszczelej?
Nie. Truteń może pochodzić również od robotnicy. Nazywa się je trutówkami albo
pszczołami rebeliantkami. Pszczoła, dla której typowe jest to, że robotnice
przez cały czas składają niezapłodnione jaja żyje w południowej Afryce i
nazywa się Apis mellifera capensis. Jej rebeliantki potrafią nawet wlecieć do
innego ula i zniszczyć obecne tam mateczniki. Mieliśmy je kiedyś w zakładzie w
SGGW. Któregoś dnia pracownicy zaczęli się między sobą kłócić o to, kto
zagląda do ula, w którym znikają mateczniki. Nie sądzili, że to właśnie dzieło
tych rebelianckich pszczół.
Nasze europejskie robotnice również mogą składać jaja. Zazwyczaj nie robią
tego, gdy w ulu jest matka, gdyż wydziela ona specjalny hormon, który je od
tego powstrzymuje. Kiedy jednak matki nie ma, z powodu jej śmierci czy rójki,
to przez jakiś okres nie ma w ulu tego hormonu. Wtedy robotnice zaczynają
składać jaja. W zaawansowanym przypadku, aby móc dalej składać jaja, takie
robotnice mogą nawet zniszczyć pozostałe w ulu mateczniki. Zważywszy jednak,
że z takich jaj rozwijają się tylko trutnie, rodzina skazana jest na zagładę.
Dzieje się tak, dlatego że pszczoły trutówki naturalnie wymierają, a pozostają
głównie trutnie. Dlatego wcześniej trzeba poddać im matkę, co nie jest łatwe,
gdyż takie rodziny mają już dużo swoich niby-matek.
Jest jednak ratunek dla takiej rodziny: telitokia. Wtedy w jajeczku
niezapłodnionym podwaja się liczba chromosomów, co ma miejsce u Apis
mellifera capensis, ale zdarza się też, choć bardzo rzadko, u pszczoły
europejskiej.
Tak, badałem to zjawisko. W czasie rozwoju następuje odwrotność mejozy. Można
stworzyć warunki za pomocą manipulacji zimnem j gorącem, aby w innym okresie
nastąpiło dzielenie się chromosomów. Wtedy w warunkach laboratoryjnych można
sztucznie wyhodować takie pszczoły. Takimi zabiegami można wyhodować nawet
osobnika, będącego z prawej strony robotnicą, a z lewej trutniem lub takiego,
który głowę i tułów będzie miał takie jak u robotnicy, a odwłok jak truteń.
Taka pszczoła nie żądli, bo truteń nie ma żądła.
Czy taka pszczoła (gynandromorf) potrafi przeżyć w rodzinie?
Tak oczywiście, ale niektórych funkcji pełnić nie może.
Czy są sposoby, by oszukać pszczoły?
Są. Wiemy, że jeżeli na przykład do ula przyleci pszczoła z innej rodziny, to
strażniczki ją zabijają z powodu jej odmiennego zapachu. Doprowadziłem do
tego, że pszczoły azjatyckie olbrzymie (Apis dorsata) żyły w rodzinach
pszczół miodnych (Apis mellifera). Zostały tam wychowane i pełniły role
strażniczek. W jaki sposób? Wkładałem plaster z czerwiem pszczoły olbrzymiej
do ramki ula i obkładałem drucianą siatką. Gdy pszczoły przeszły zapachem
rodziny pszczół miodnych z ula, można było je uwolnić. Robotnice
Apis dorsata czuły się strażniczkami w rodzinie pszczół
Apis mellifera. Gdy przyleciała zbieraczka miodna, to olbrzymia
strażniczka dotykała ją czułkami i wpuszczała albo nie wpuszczała. Jak
przylatywały trutnie z innych rodzin, to strażniczki te wyrzucały je i
kotłowały się z nimi przez kilka godzin na ziemi przed ulem. Można różne takie
rzeczy robić i pszczoły oszukiwać.
Gablota z pszczołą olbrzymią z kolekcji Profesora
Eksperymentował Pan w Polsce czy za granicą?
Na miejscu, w Azji. Wprawdzie razem z kolegą przywieźliśmy pszczoły olbrzymie
do Polski, ale było ich za mało do takich badań.
Czy azjatyckie pszczoły przeżyły w Polsce?
Nie, ale w niektórych krajach Afryki mogą przeżyć. Kiedyś w Sudanie nagle
pojawiły się pszczoły azjatyckie. Nikt ich nie sprowadzał. Okazało się, że w
Indiach rój wszedł do skrzydła samolotu i tak przetransportowano go do Sudanu,
a potem pszczoły rozprzestrzeniały się już same. One zabijały miejscowe
pszczoły. Obawiano się nawet, że zniszczą populacje pszczół egipskich.
Jak Pan poradził sobie w Azji z pasożytem Tropilaelaps clareae?
W Azji poza roztoczem, który nazywa się Varroa i jest obecnie
największym szkodnikiem, żyje również roztocz Tropilaelaps clareae. żył
on na pszczołach olbrzymich i przedostał się do pszczoły miodnej w następstwie
wzajemnych rabunków. W Azji jest bardzo niebezpieczny. Rozwiązałem ten problem
będąc ekspertem FAO (Food and Agriculture Organistion of United Nations) w Afganistanie w latach 1983-84. Ówczesny komunistyczny rząd, a właściwie
ministerstwo rolnictwa, miało pasieki, w których znajdowało się 3 tys. pni.
Wszystko było tam państwowe. Po trzech latach od pojawienia się u nich
Tropilaelaps zostało tylko 100 rodzin. Wezwano mnie, abym tej sytuacji
zaradził. Przyjechałem do Kabulu, położonego w górach Hindukusz na wysokości
nieco poniżej 2 tys. m n.p.m. Kiedy wyszło piękne słońce, powiedziałem do
gospodarny: „Chodźmy zobaczyć tego waszego «tropilelapsa», bo ja jeszcze nigdy
bezpośrednio go nie widziałem. Przeglądaliśmy ule i żadnego pasożyta nie
znaleźliśmy. Zapytałem ich więc: „Jak to jest możliwe”? Wtedy mieszkańcy
powiedzieli, że on na zimę schodzi bliżej ziemi, gdzie żyje w gniazdach myszy.
Mnie Udawało się to nieco dziwne. Poczekałem dwa miesiące, aż wędrowni
pszczelarze wrócą z pożytku. Bliżej granicy z Indiami teren jest już nizinny,
i kiedy w Kabulu leży jeszcze śnieg, tam już kwitną pomarańcze, z nektaru
których powstaje dużo smacznego miodu. Nic więc dziwnego, że wielu pszczelarzy
wędrowało tam z pasiekami na zimę.
Kiedy kwiaty przekwitły, pszczelarze z pszczołami wracali do Kabulu. Wówczas
zajrzałem do tych uli. Pasożytów Tropilaelaps było w nich tak dużo, że
widoczne były na plastrach. Zabrałem się więc do rozwiązywania problemu.
Pierwsze co wziąłem pod uwagę, to dlaczego pasożyty nie przeżyty zimy w
Kabulu, gdy tymczasem pasożyty przywiezione w ulach z pożytku przetrwały.
Postanowiłem sprawdzić, jak długo Tropilaelaps może przeżyć na
hemolimfie robotnic. Umieściłem je więc z robotnicami w probówkach i, aby
temperatura była podobna do tej w ulu (czyli 34°C) przez tydzień nosiłem
próbówki pod pachą. Nawet w nocy mi się śniło, że owady zaczynają po mnie
chodzić i mnie objadać. Cóż się naprawdę okazało? Pasożyty żyły nie dłużej niż
3--4 dni. Nie zdołamy przebić się przez twardą powłokę dorosłych robotnic. Ich
pożywieniem mogą być lawy i poczwarki, bo powłoka ich ciał jest cienka. Z w
związku z tym nie miały czym się odżywać i umarły z głodu.
Wymyśliłem więc prostą metodę ich zwalczania, która polega na sztucznym
okresie bezczerwiowym. Wystarczyło tylko zamknąć matkę w klateczce w ulu na
dwa tygodnie. Sposób okazał się na tyle dobry, że niektóre kraje wprowadziły
to jako standard. W wyniku tego zamiast importować miód, jak wcześniej,
zaczęły eksportować. Sceptycy twierdzili, że zamknięcie matki spowoduje
osłabienie rodzin. Stało się wręcz przeciwnie. (Jedna pani na ten temat nawet
doktorat napisała). W Polsce też stosuje się ograniczanie matki w czerwieniu.
Kiedy jest dobry pożytek i nie ma czerwiu do wykarmienia, to robotnice mogą
zostać zbieraczkami wcześniej i może być ich więcej. Moja metoda okazała się
więc podwójnym sukcesem, za co później, w 2002 roku, dostałem międzynarodową
nagrodę naukową im. Chwarizmiego w Teheranie, którą wręczał mi minister
edukacji rządu irańskiego w zastępstwie chorego wówczas prezydenta. W imieniu
Allaha przyznali mi certyfikat i 5 tys. dolarów. Pytali, czy wolę do ręki cny
przelewem. Wolałem oczywiście do ręki. ;)
Czy Pana zdaniem miodne to zwierzęta udomowione czy dzikie?
Zdecydowanie dzikie, gdyż nie ma żadnej różnicy między pszczołami, które są w
ulach a tymi, które żyją w lesie. Z tego względu bardzo niedobrze, że zaczęto
przywracać bartnictwo. Jeżeli w barciach pojawi się jakaś choroba, np. zgnilec
i rodzina zginie, to choroba rozprzestrzeni się po wszystkich okolicznych
pasiekach w promieniu co najmniej 10 km. To jest decyzja zła i nieprzemyślana,
może się bardzo źle skończyć. Dodatkowo w tym celu sprowadzono do Polski
bartników z Baszkirii. Bardzo źle. W Polsce znana była metoda wchodzenia na
drzewo za pomocą leziwa sznura, który zarzuca się na drzewo, by móc się
wspinać. Natomiast specjaliści z Baszkirii zaczęli nas uczyć wcinania w
drzewie schodków. To jest coś strasznego.
Podczas nagrywania ostatniego wywiadu z Profesorem w 2021
Jakie zjawisko zżycia pszczół wywarło na Panu największe wrażenie?
Gdy zobaczyłem, że pszczoły zjadają swoje żywe larwy. To było najbardziej dla
mnie szokujące. Fizycznie najbardziej wyczerpująca była przygoda z pszczołami,
którą przeżyłem w USA. Pracowałem kiedyś u pszczelarza, w stanie Maryland
niedaleko Nowego Jorku który miał 5 tysięcy pni, ale wędrował z pasiekami do
sadów, do Pensylwanii. Gdy zakwitają tam jabłonie i grusze, sadownicy
zamawiają pszczelarzy którzy zresztą tylko na to czekają. Sadownicy uprzedzają
jednak, że po 14 dniach zaczną opryskiwać sady pestycydami, bez względu na to,
czy są tam pszczoły, czy nie. I ja te pszczoły pomagałem pszczelarzom
przewozić. To była ciężka praca. W czasie dwóch tygodni trzeba było przewieźć
ule tam i z powrotem. W dzień przygotowaliśmy cały transport, a w nocy -
jechaliśmy z nim. Pewnego razu z powodu dziury na drodze większość uli
pospadała nam z samochodu. Pewnego razu z powodu dziury na drodze większość
uli pospadała nam z samochodu. Kto żyw dał nogę, w tym gapie... Zostaliśmy
tylko my, pszczelarze. Nie wiedzieliśmy jak się to skończy. W normalnych
warunkach pszczoły od razu same wleciałyby z powrotem do uli, ale tu, w nowym,
nieznanym miejscu, były zupełnie zdezorientowane... Usiedliśmy na poboczu i
czekaliśmy cały dzień do wieczora, mając nadzieję, że może wtedy pszczoły
powchodzą do uli. I tak się stało! Dopiero następnego dnia mogliśmy przewieźć
je dalej. Nie spałem trzy dni. Byłem tak zmęczony, że położyłem się na
podłodze ciężarówki, z tyłu, „na pace” i zasnąłem jak suseł...
Ale na koniec opowiem inną historię. Swego czasu byłem na stypendium w
Indiach, w miejscowości Pune, w instytucie pszczelnictwa, który zajmuje się
pszczołami indyjskimi. Koniecznie chciałem zobaczyć pszczoły karliczki, bo te
duże [Apis dorsata - red.] często widywałem pod oknami. Tymczasem
termin wyjazdu zbliżał się nieubłaganie, a je nigdzie nie mogłem ich znaleźć.
Koledzy Hindusi powiedzieli mi: „Po prostu poproś”. Z początku nie wiedziałem,
o co im chodzi, więc dopytałem: „Kogo niby miałbym poprosić”? Oni
odpowiedzieli pytaniem: kogo, katolicy, prosicie o pomoc?”. Odpowiedziałem:
„Świętego Antoniego"... Okazało się, że w Indiach taką rolę spełnia Ganesza.
Jego ojczymem był Sziwa (najważniejsze bóstwo), który miał żonę, Parwati. Gdy
ta nago kąpała się w jeziorze, Ganesza ją podglądał. Zazdrosny Sziwa
spostrzegł to, zezłościł się i obciął pasierbowi głowę. Matka była
zrozpaczona. Sziwa chciał się zrehabilitować i aby tchnąć życie w Ganeszę,
powiedział, że obetnie głowę pierwszemu przybyszowi, który się u niego pojawi.
Okazało się, że pierwszy zjawił się słoń. Sziwa obciął mu głowę i
przytwierdził ją w miejsce głowy pasierba. Od tej pory Ganesza ma głowę
słonia. Ganesza jeździ na szczurze. (Hinduskie bóstwa często dosiadają jakichś
wierzchowców). To dobre bóstwo. Wszyscy w Indiach go kochają. Niektórzy noszą
nawet pierścionki z jego wizerunkiem.
Wracając jednak do mojej historii, pomyślałem: „Co mi szkodzi? Mogę spróbować
poprosić Ganeszę”. W tym celu kupiłem jego figurkę, postawiłem w oknie i
położyłem się spać. Kiedy rano się obudziłem, na naprzeciwko okna zobaczyłem
pszczoły karliczki. Zebrałem je sądząc, że to przypadek. Hinduscy koledzy
zarzekali się jednak, abym sprawdzał dalej. Postawiłem więc figurkę w oknie i
drugiego dnia, i trzeciego. Ostatecznie miałem trzy rójki. Mimo wszystko
uważałem, że jest to jednak zbieg okoliczności. Nadszedł dzień święta, w
czasie którego wszystkie osoby, które mają figurkę Ganesza, muszą ją utopić.
Ja tego nie zrobiłem, schowałem posążek do walizki i powiozłem do Polski.
Kilka lat później znalazłem się z profesorem Wilde w Nepalu. Tam z kolei
bezskutecznie poszukiwaliśmy rójki pszczoły wschodniej (Apis cerana).
Opowiedziałem profesowi, co mi się przydarzyło, na co on odpowiedział: „Co nam
szkodzi znów spróbować?” Kupiliśmy figurkę i postawiłyśmy koło laboratorium,
gdzie był ul. . . Co się okazało? Pszczoły wleciały do naszego ula. .. Zdradzę
tylko, że profesor Wilde kupił potem ciężką 10-kilogramową figurkę Ganeszy,
którą przywiózł do Olsztyna...
Jakub Jaroński 2020 - wywiad autoryzowany
Przygotowywanie publikacji wywiadów wymaga poświęcenia sporo czasu oraz
zaangażowania.